Dariusz Zawistowski był gościem porannej audycji Radia Zet. Pytany o to, czy odejdzie z Sądu Najwyższego w geście solidarności z sędziami, których kadencję wygasza podpisana przez prezydenta ustawa o SN, powiedział:
- To będzie indywidualna decyzja każdego sędziego. Mogę powiedzieć, że wiele osób się zastanawia, jak się zachować w tej sytuacji. I to będzie trudna decyzja, bo są argumenty za i przeciw. Autorytety prawnicze wręcz zachęcają sędziów, by nie odchodzili. Po to, by była w SN pewna kontynuacja. Instytucja, która ma określoną tradycję i dorobek orzeczniczy, nie powinna zaczynać o zera. Ja się też zastanawiam, czy odejść, czy zostać. Dla mnie istotne będzie, ilu sędziów zostanie w tej izbie, w której orzekam, w izbie cywilnej. Sytuacja już na starcie wygląda źle, bo obecnie mamy cztery nieobsadzone wakaty. Jest nas 29 sędziów, a zostanie 12, o ile któryś nie zdecyduje się o złożenie wniosku do prezydenta o przedłużenie kontynuowania służby.
Sędzia przyznał, że w SN pracuje kilku sędziów, którzy orzekali jeszcze w czasie stanu wojennego.
- Wyjaśniał to już sędzia Adam Strzembosz, że w takich realiach, jakie wtedy miały miejsce, ten sędzia wydał wyrok uniewinniający albo złagodził wymiar kary. Ci, którzy wtedy skazywali na surowe kary, nie orzekają w SN. Tych kilku sędziów nie może być argumentem za pozbawieniem pracy 40 proc. sędziów SN, bo nie ma odpowiedzialności zbiorowej. Jeśli popełniono błąd, to powinien za to odpowiedzieć konkretny człowiek. Zresztą nie można też oceniać 40-letniej pracy sędziego przez pryzmat jednego rozstrzygnięcia, z którego zresztą ten sędzia nie jest przecież dumny. Trzeba zapytać: a ile wydał dobrych orzeczeń w tym okresie? - mówił Dariusz Zawistowski.
Na pytanie, czy będzie kandydował na nowego prezesa SN, odpowiedział, że nie wie, czy będzie jeszcze sędzią w tym czasie. Czy poparłby ewentualną kandydaturę Barbary Piwnik na prezesa SN?