W polski system emerytalny są wbudowane mechanizmy premiujące późniejsze przechodzenie na emeryturę, ale niektórym osobom nie opłaca się zwlekać z emeryturą. Dla większości najkorzystniejsze okazuje się łączenie emerytury z pracą, choć i ono ma swoje minusy.
Im wcześniej, tym mniej
Obniżenie wieku emerytalnego sprawiło, że spora część ubezpieczonych będzie musiała pracować po osiągnięciu ustawowego wieku emerytalnego, by wypracować świadczenie na poziomie nie tyle zadowalającym, ile pozwalającym na utrzymanie się. Dotyczy to przede wszystkim kobiet, których świadczenia i tak są niskie. Panie, które skorzystały w 2018 r. z obniżonego wieku emerytalnego, otrzymują przeciętnie 1524 zł.
– Teraz system emerytalny w naszym kraju opiera się na zasadzie, że im dłuższa praca, tym wyższe świadczenie. Dzięki temu gromadzimy więcej środków ze składek i niższa jest prognozowana średnia życia, gdy już zdecydujemy się przestać pracować – tłumaczy dr Marcin Wojewódka, wiceprezes Instytutu Emerytalnego.
Dr Wojewódka oszacował, ile zyska osoba, której ZUS wyliczył średnią emeryturę, ale zdecydowała się pracować rok dłużej. Taka osoba, gdyby odeszła na emeryturę w ustawowym wieku, przez rok otrzymałaby z ZUS 12 miesięcy x 2100 zł, czyli 25 200 zł świadczenia.
Jeśli zdecyduje się pracować rok dłużej (nie dostanie wtedy 25 200 zł emerytury, ale dostanie pobory z pracy), to jej świadczenie wzrośnie – według szacunków ZUS – o 8 proc., czyli będzie wynosiło 2268 zł – 168 zł więcej, bez uwzględnienia waloryzacji. Oznacza to, że osoba ta jest „stratna" po pierwszym roku o 25 200 zł, a dodatkowa, wypracowana w ciągu roku część świadczenia wynosi 168 zł. Zatem osoba ta „wyjdzie na zero" dopiero po 150 miesiącach (12,5 roku) otrzymywania wyższego świadczenia, czyli w przypadku kobiet w wieku 73 lat, a mężczyzn – 78 lat.