Minister sprawiedliwości, który w lipcu uzyskał nowe uprawnienia do wymiany kadry zarządzającej (bez podania uzasadnienia w ciągu sześciu miesięcy), wykorzystał ją z żelazną konsekwencją, rozkładając ten proces w czasie.
Końcowym akordem były sądy warszawskie. W ubiegłym tygodniu stanowiska stracili wszyscy prezesi i wiceprezesi Sądu Rejonowego dla m.st. Warszawy. Na skutek tych decyzji m.in. największy sąd gospodarczy w Polsce został pozbawiony bezpośredniego nadzoru. Ministerstwo Sprawiedliwości nie wydało w tej sprawie żadnego komunikatu.
Na tym na razie akcja wymiany kadry zarządzającej powinna się zakończyć, gdyż po półrocznym okresie, który właśnie minął, minister będzie musiał uzasadniać swoje decyzje.
Trudno dziś przewidzieć, w jakim stopniu tak szeroka wymiana wpłynie na merytoryczną pracę sądów i wprowadzenie w nich nowej jakości. Pewne jest jednak, że taki sposób przeprowadzania zmian doprowadził w niektórych sądach do wewnętrznych podziałów, a nawet konfliktów między sędziami, np. w Krakowie. To zła sytuacja, bo może mieć wpływ na codzienną pracę sądów.
Na tych posunięciach skorzystał za to Zbigniew Ziobro, zapewniając sobie spokój przy wprowadzaniu kolejnych reform. Przekonał się już w poprzednich latach, że sprawne uchwalenie ustawy w Sejmie niekoniecznie musi oznaczać realny sukces, zwłaszcza jeśli nowe prawo nie zyskało akceptacji środowiska, którego dotyczy. Rafy mogą pojawić się na etapie wdrażania nowych postanowień. To moment krytyczny, w którym może rozsypać się każda reforma. Tak było np. z sądami 24-godzinnymi.