Rz: Panie prezesie, kierowanie apelacją wiąże się z jakimiś szczególnymi problemami?
Marek Klimczak: Apelacja rzeszowska jest jedną z najmniejszych w kraju. W latach zaboru austriackiego i II Rzeczypospolitej obszar właściwości obecnej apelacji rzeszowskiej był podzielony między dwa okręgi: w Krakowie i Lwowie. SA w Rzeszowie został utworzony 13 sierpnia 1990 r. na mocy rozporządzenia ministra sprawiedliwości. Obszar apelacji obejmuje województwo podkarpackie, choć jej granice nie do końca pokrywają się z granicami administracyjnymi województwa. Składa się na nią jeden sąd apelacyjny, cztery okręgowe i 20 rejonowych. Głównym problemem są braki kadrowe. Obserwuje się wzmożone odchodzenie sędziów w stan spoczynku. To zwiększa obciążenie pozostałych. Pewne problemy sprawia stosowanie zasady niezmienności składu orzekającego wprowadzonej przez nowelizację prawa o ustroju sądów powszechnych. Wyzwaniem wydaje się też druga nowość: zasada losowego przydziału spraw.
Czy są jakieś szczególne rodzaje spraw załatwianych w sądach rzeszowskich?
Apelacja obejmuje tereny przygraniczne, więc rozpoznaje się tu wiele spraw związanych z przemytem i międzynarodową przestępczością. W SA rozpatrywano wiele spraw z ustawy z 22 listopada 2013 r., nazywanej ustawą o bestiach. Jedną z nich była szeroko opisywana sprawa Mariusza T. Poza tym nie ma tu spraw charakterystycznych tylko dla tej części kraju. Sąd apelacyjny nie tylko jednak orzeka, ale i obsługuje jednostki podległe w takich dziedzinach, jak kadry, finanse, inwestycje, informatyka. Specyficznym zadaniem SA w Rzeszowie jest wsparcie dla sądów w całym kraju w e-płatnościach, zarządzaniu tożsamością oraz centralnej poczcie e-mailowej. Ponadto wykonuje on transkrypcję dla trzech apelacji – rzeszowskiej, warszawskiej i katowickiej.
Na czym polega kierowanie sądem apelacyjnym? To przecież nie tylko jeden sąd...