Najwyższy Sąd Apelacyjny w Bloemfontein podjął decyzję 18 sierpnia, ale dotąd nie zauważyły jej polskie media. Postanowił, że o zwolnieniu warunkowym Janusza Walusia zdecyduje minister sprawiedliwości RPA Michael Masutha. – To bardzo źle rokuje – mówi Rafał Mossakowski z konserwatywnego Centrum Edukacyjnego Powiśle, który monitoruje losy zamachowca. – Dotąd ten minister odegrał negatywną rolę z punktu widzenia starań Walusia o zwolnienie warunkowe – zauważa.
Polak mógł opuścić więzienie w Pretorii już w marcu 2016 roku. Decyzję o zwolnieniu podjął wówczas sąd w Tshwane, jednak apelację złożył właśnie Masutha. Została rozpatrzona w maju obecnego roku przez sąd w Bloemfontein, który dwukrotnie odkładał ogłoszenie wyroku, m.in. uzasadniając to koniecznością uzupełnienia dokumentów przez Masuthę.
Waluś zrzekł się nawet obywatelstwa RPA, licząc na to, że pomoże mu to w powrocie do ojczyzny. Jednak przekazanie jego sprawy w ręce Masuthy pozwala sądzić, że z marzeniami o wolności może pożegnać się Polak, który chciał wywołać wojnę domową w RPA.
Z Polski wyemigrował przed stanem wojennym. Prowadził w RPA wytwórnię wyrobów szklanych, a potem pracował jako kierowca. Nie godził się na demontaż apartheidu. Chcąc to powstrzymać, zastrzelił w 1993 roku czarnoskórego przywódcę komunistów Chrisa Haniego. Inspiratorem zamachu był biały polityk Clive Derby-Lewis. Obu skazano na śmierć, po czym wyroki zmieniono na dożywocie.
Pamięć o czynie Walusia jest wciąż żywa w RPA, bo tamtejsza Partia Komunistyczna jest istotnym graczem sceny politycznej, a Haniego uważa za swojego patrona. Z początkiem starań o wyjście z więzienia zainteresowanie Walusiem wzrosło też w Polsce.