- W zasadzie z punktu widzenia formalno-prawnego ta publikacja też nie będzie miała jakiegokolwiek znaczenia - powiedział poseł PiS Marek Ast, zaznaczając, że to gest rządu w kierunku żądań Komisji Europejskiej. Ast zastrzegł, że "publikacja nastąpi z zastrzeżeniami w jakich okolicznościach te orzeczenia zostały wydane".

- Nie trzeba być geniuszem prawnym, żeby zorientować się, np. czym była ta nieszczęsna "Biała Księga", pełna nieścisłości, którą PiS szermowało przez jakiś czas w Brukseli. I nie trzeba być geniuszem, żeby zrozumieć, że ten gest nie ma realnych prawnych konsekwencji. Ta sytuacja, z którą mamy tutaj do czynienia, to jest takie zakiwanie się Prawa i Sprawiedliwości, pomiędzy - z jednej strony - świadomością tego, że obiecało się rzeczy w politycy międzynarodowej, której nie jest się w stanie zrealizować, a - z drugiej strony - wściekłą znaczną częścią elektoratu PiS, która nie rozumie obietnic, które je składano, a teraz gestów i działań, które są z tym sprzeczne - ocenił Adrian Zandberg.

Członek zarządu Razem ocenił, że to była premier naruszyła prawo, nie publikując wyroków TK. - Beata Szydło tą decyzją zagwarantowała sobie to, że przed nią wisi i będzie wisieć zawsze perspektywa Trybunału Stanu. A Prawo i Sprawiedliwość nie będzie rządziło wiecznie. I nie jest tak, że łamanie podstawowych zasad państwa prawa będzie wiecznie bezkarne - dodał.

- Premier ponosi odpowiedzialność i od tej odpowiedzialności nie może uciec. W Polsce oczywiście jest taka kultura uciekania od odpowiedzialności w ogóle. Swego czasu premier RP wysłał polskie wojska na niezgodną z prawem międzynarodowym wojnę i też pewnie liczy, że nigdy nie zapłaci za to przed Trybunałem Stanu. Ja myślę, że przyjdzie i taki czas, kiedy i Leszek Miller, i Beata Szydło, będą mieli szansę wytłumaczyć się ze swoich decyzji przed tym gremium i przed tą instytucją, która jest powołana do tego, żeby ocenić, czy ktoś złamał czy nie złamał swoje obowiązki - mówił w TVN24 polityk Razem.

- Myślę, że to, co jest istotne politycznie i w sprawie tych gestów związanych z Trybunałem Konstytucyjnym, i z tą symboliczną rejteradą Morawieckiego w Brukseli, i w sprawie ustawy o IPN-ie, to to, że kiedy PiS zmieniał premiera, to obiecywał, że ten premier to jest dlatego, żeby z jeszcze większym impetem, jeszcze bardziej zdecydowanie, ale w sposób przekonywujący dla partnerów, forsować zdecydowaną, twardą linię polskiej polityki. Co widzimy? Widzimy premiera, który się pogubił, premiera, który się kilka razy już zdążył publicznie skompromitować - skomentował Adrian Zandberg.