Czego potrzeba pacjentom ze schorzeniami dna miednicy

Pacjentom ze schorzeniami dna miednicy potrzebne są nie tylko pieluchomajtki, ale też leczenie systemowe – mówi Ewa Barcz, ginekolog z Uniwersyteckiego Centrum Zdrowia Kobiety i Noworodka w Warszawie.

Aktualizacja: 24.10.2016 23:40 Publikacja: 24.10.2016 19:07

Prof. Ewa Barcz jest specjalistką uroginekologii.

Prof. Ewa Barcz jest specjalistką uroginekologii.

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski

Rz: Wiceminister zdrowia zapowiedział, że przyjrzy się przepisowi, który zlecenie na środki absorpcyjne każe poświadczać w punkcie NFZ.

Prof. Ewa Barcz: To dobrze, ale problemów dotyczących refundowanych środków absorpcyjnych jest więcej. NFZ refunduje je tylko wtedy, gdy nietrzymanie moczu współistnieje z inną chorobą – np. onkologiczną czy stwardnieniem rozsianym, a pomija osoby z nietrzymaniem moczu wysiłkowym oraz nadreaktywnością pęcherza, dotykającymi do 30 proc. populacji kobiet dorosłych. Choć objawiają się one parciami naglącymi – koniecznością oddania moczu, która nie poddaje się woli albo poddaje się jej w ograniczonym stopniu – i dotyczą co drugiej kobiety po 50. roku życia, pacjentki nie mają w ogóle prawa do refundacji. A nawet jeśli mają i poproszą mnie o receptę, mogę tylko rozłożyć ręce, bo ginekolog nie ma prawa przepisywać środków absorpcyjnych.

To kto ma?

Urolodzy, geriatrzy, ginekolodzy-onkolodzy, a nawet felczerzy medyczni, a ginekolodzy-położnicy nie. Pacjentki skarżą się, że niektórzy uprawnieni specjaliści potrafią skomentować, że to błaha przypadłość. To sprawia, że zanim osoba z nietrzymaniem moczu trafi do właściwego lekarza, mija co najmniej kilka lat. Do uroginekologa trafiają, gdy ich życie staje się nieznośne, a choroba uniemożliwia normalne funkcjonowanie. Mam pacjentki, które trasę zakupów opracowują według topografii publicznych toalet, ale i takie, które przestały wychodzić z domu, bo parcie na pęcherz odczuwają co kilka minut lub gubią mocz nawet przy zwykłym chodzeniu. To choroba, która wyklucza, i uważam, że brak refundacji środków absorpcyjnych dla tak dużej i często wciąż czynnej zawodowo grupy kobiet jest błędem. To przerzucanie przez państwo kosztów choroby cywilizacyjnej, populacyjnej, na pacjenta.

Czy istnieje alternatywa dla takich pacjentek?

Dla wielu tak, bo w przypadku nietrzymania moczu czy nadreaktowyności pęcherza mamy cały panel możliwości terapeutycznych od leczenia zachowawczego, przez operacyjne i pesaroterapię po fizykoterapię. Część leków i zabiegi operacyjne są refundowane, ale za pesary i fizjoterapię pacjentki trzeba płacić. Problem w tym, że wciąż wiele pacjentek nie wie, że może się leczyć. Takiej świadomości nie ma nawet wśród lekarzy. Bywa, że nawet ginekolodzy specjaliści nie wiedzą, dokąd skierować pacjentkę. Wszystko przez to, że jako jeden z niewielu krajów Polska nie wyodrębniła specjalizacji z uroginekologii, która nie jest nawet elementem kształcenia podyplomowego.

Gdzie więc kształcą się polscy uroginekolodzy?

Po wiedzę i umiejętności jeżdżą za granicę, często za własne pieniądze. Specjaliści od lat starają się o wydzielenie odrębnej nadspecjalizacji jako rozległej dziedziny wiedzy, której nie da się ująć w programie specjalizacji ginekologicznej czy urologicznej. Bez skutku. Dlatego chętnie kształcę kolegów z innych szpitali w Polsce. W UCZKiN mamy co miesiąc kilku lekarzy spoza Warszawy. Uczestniczą w diagnozowaniu i obserwują pracę na sali operacyjnej. Szkolimy ich na zasadzie wolontariatu dla dobra pacjentów. Wciąż bowiem trafiają do nas pacjentki z powikłaniami pooperacyjnymi, które mogłyby się nie zdarzyć, gdyby szkolenie w tym zakresie było właściwe. Brakuje też wytycznych dla geriatrów i lekarzy rodzinnych, którzy jako pierwsi diagnozują problem. Brak określenia ścieżki, którą powinna przejść pacjentka z takim problemem. Temat pieluchomajtek i sposobu ich refundacji jest niezwykle ważny dla chorych, lecz zajmowanie się tym tematem bez systemowej poprawy opieki nad pacjentami ze schorzeniami dna miednicy jest zaledwie prześlizgnięciem się nad tematem. Zamiast leczyć, będziemy zapisywać pacjentom pieluchy, a tymczasem NFZ zmniejsza wycenę procedur operacyjnych w nietrzymaniu moczu bez konsultacji ze specjalistami. —rozmawiała

Rz: Wiceminister zdrowia zapowiedział, że przyjrzy się przepisowi, który zlecenie na środki absorpcyjne każe poświadczać w punkcie NFZ.

Prof. Ewa Barcz: To dobrze, ale problemów dotyczących refundowanych środków absorpcyjnych jest więcej. NFZ refunduje je tylko wtedy, gdy nietrzymanie moczu współistnieje z inną chorobą – np. onkologiczną czy stwardnieniem rozsianym, a pomija osoby z nietrzymaniem moczu wysiłkowym oraz nadreaktywnością pęcherza, dotykającymi do 30 proc. populacji kobiet dorosłych. Choć objawiają się one parciami naglącymi – koniecznością oddania moczu, która nie poddaje się woli albo poddaje się jej w ograniczonym stopniu – i dotyczą co drugiej kobiety po 50. roku życia, pacjentki nie mają w ogóle prawa do refundacji. A nawet jeśli mają i poproszą mnie o receptę, mogę tylko rozłożyć ręce, bo ginekolog nie ma prawa przepisywać środków absorpcyjnych.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Zdrowie
Choroby zakaźne wracają do Polski. Jakie znaczenie mają dziś szczepienia?
Zdrowie
Peru: Liczba ofiar tropikalnej choroby potroiła się. "Jesteśmy w krytycznej sytuacji"
Zdrowie
W Szwecji dziecko nie kupi kosmetyków przeciwzmarszczkowych
Zdrowie
Nerka genetycznie modyfikowanej świni w ciele człowieka. Udany przeszczep?
Zdrowie
Ptasia grypa zagrozi ludziom? Niepokojące sygnały z Ameryki Południowej