A teraz chce się zdemolować Sąd Najwyższy. Ale to dziwna wybiórczość, bo przecież np. Jarosław Kaczyński pisał pracę doktorską u profesora [Stanisława Ehrlicha], który wcześniej był oficerem politycznym na szczeblu brygady – czyli przełożonym niższych rangą oficerów politycznych. A to jakoś nie przeszkadza. Prokurator odznaczany za działalność w stanie wojennym w partii też. A sędziowie przeszkadzają.
Pan jako pierwszy prezes SN po 1989 r. uczestniczył w wybieraniu przez Krajową Radę Sądownictwa sędziów do całkiem nowego SN. Czy mogły się tam znaleźć osoby, które w stanie wojennym nie zachowywały się przyzwoicie?
Mógł się ktoś przemknąć, tego wykluczyć się nie da. Nie mieliśmy wtedy takich materiałów, jakie dziś ma IPN, który może sobie przejrzeć akta osobowe każdego sędziego i akta spraw, w których orzekał. Ale i tak, nawet nie mając tej wiedzy i możliwości, dokonaliśmy wtedy naprawdę dobrego i przemyślanego wyboru.
Kto dominował w nowym SN?
Sędziowie, którzy zachowywali się przyzwoicie, np. w sądach pracy. Krytykując SN po zmianie, krytykowana jest też sędzia Maria Teresa Romer, która przywróciła Jarosława Kaczyńskiego do pracy po tym, jak w stanie wojennym został zwolniony. Peerelowskie prawo przewidywało odwołanie do sędziego od takiej decyzji i sędzia Romer – jak wielu innych sędziów sądu pracy – w latach 80. uchylała takie decyzje.