Oto zmyka na złamanie karku, jakby co ukradł i bał się, że trafi za kraty, kolejny rok. Czym się wsławił, osądzi historia (oby niedługo). Tymczasem autorka, nie mogąc otrząsnąć się z wrażenia wywołanego dwugłosem znanych adwokatów z tytułami profesorskimi, M. Gutowskiego i P. Kardasa („Hiperinflacja prawa, czyli nie idziemy do roboty", „Rz" z 16 listopada), postanowiła nie tyle przyłączyć się do nich, ile zabrać głos w bardziej szczegółowej kwestii prawnej. Jest to kwestia z obszaru batalii prawotwórczych pod hasłem: „Równać w dół". Tu i ówdzie mówi się o niej na razie półszeptem. Zachodzi jednak obawa, że także ten szmer przejdzie niebawem w krzyk, a potem w następny akt dekoracji systemu prawnego gadżetami z innych bajek.
Mędrców nie brakuje
Oto bujna wyobraźnia podsuwa wizerunki śmiałków gotowych wydrzeć z samego piekła normę zezwalającą na odebranie osobistych osiągnięć osobom zmarłym. Mniejsza o konkrety, bo nie chodzi – jak mawia się po kibolsku – o robienie zadymy. Problem sprowadza się do poprawnej, a więc i rozsądnej, odpowiedzi na pytanie, czy w panującym porządku prawnoustrojowym można kogoś pośmiertnie pozbawić stopnia albo tytułu naukowego lub zawodowego, statusu sędziego albo prokuratora w stanie spoczynku, ewentualnie relegować z kadry dowódczej rodzajów Sił Zbrojnych prosto do cywila itp. Nie brakuje wszak mędrców, którym się zdaje, że ustawą wolno zrobić wszystko, byleby mieć większość w parlamencie. Na szczęście tu i teraz jeszcze nie wolno, o czym przekonuje art. 233 konstytucji. Zgodnie z tym przepisem nawet ustawa ustalająca zakres restrykcji w wolnościach oraz prawach człowieka i obywatela w czasie stanu wojennego lub wyjątkowego nie może ograniczać wolności i praw określonych w art. 30 (godność człowieka), art. 34 i art. 36 (obywatelstwo), art. 38 (ochrona życia), art. 39, art. 40 i art. 41 ust. 4 (humanitarne traktowanie), art. 42 (ponoszenie odpowiedzialności karnej), art. 45 (dostęp do sądu), art. 47 (dobra osobiste), art. 53 (sumienie i religia), art. 63 (petycje) oraz art. 48 i art. 72 (rodzina i dziecko).
Wszelkim większościom z przezorności wytłumaczmy, że przepis ów nie ucieleśnia fanaberii którejś tam opcji politycznej, lecz transpozycję na grunt prawa krajowego unormowań art. 4 międzynarodowego paktu praw obywatelskich i politycznych oraz art. 15 europejskiej konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności, czyli przepisów ratyfikowanych umów międzynarodowych, których Rzeczpospolita Polska od dawna jest stroną (w pierwszym przypadku aż od 39 lat, w drugim od lat 23!).
Kryje się za nimi zakaz generalnego uszczuplenia czy wręcz zawieszenia rudymentarnych prerogatyw jednostki ludzkiej pod pretekstem przeciwdziałania wyjątkowemu, urzędowo ogłoszonemu, niebezpieczeństwu publicznemu zagrażającemu istnieniu (życiu) narodu. W efekcie standardy te należy postrzegać jako bezwarunkowo wiążące rodzimą władzę publiczną pełniącej funkcję reprezentanta pełnoprawnego członka zarówno tej większej, jak i mniejszej społeczności ponadpaństwowej.
Odchodzą z człowiekiem
Powie ktoś: strachy na Lachy, bo przecież ani ustawa zasadnicza, ani tzw. prawo traktatowe nie regulują expressis verbis relacji pomiędzy osobami żywymi a zmarłymi. Niby prawda. Tylko że sednem problemu jest, iż według kanonów prawnych zachodniego kręgu cywilizacyjnego, w którym się wszyscy dumnie obracamy, cywilne dobra osobiste, administracyjne zaszczyty czy bodaj karne stygmaty w życiorysie po śmierci człowieka odchodzą wraz z nim w niebyt, przeobrażając się w mniej lub bardziej wyraźne, jednakże prawie całkowicie eteryczne, elementy pamięci funkcjonującej jedynie wśród osób żyjących. Pamięci kultywowanej w dłuższym okresie, gasnącej w miarę upływu czasu lub kurczenia się grona pamiętających albo trwającej nie dłużej niż ceremonia pochówku, jeżeli zmarłego nie ma kto pamiętać.