Wczoraj ktoś wrzucił granat ręczny do mieszkania w Solna pod Sztokholmem i policja uznała ten incydent za próbę zabójstwa. Ataku nie uniknęła nawet sama policja. Osiemnastolatek zamierzył się granatem na policyjny pojazd z czterema funkcjonariuszami. W sierpniu sprawca zdetonował granat w mieszkaniu na przedmieściach Göteborga, w wyniku eksplozji zginął ośmioletni chłopczyk. Serię ataków przeżyło Malmö, w którym tylko tego lata naliczono ich osiem. Był w tym zamach m.in. na restaurację i biuro pomocy socjalnej.
Ataki stanowiły prawdopodobnie akty wendetty. Dały się jednak tak we znaki miastu, że policja wyszła z inicjatywą wyszkolenia pracowników gminy. Mieli się nauczyć, jak są skonstruowane ręczne granaty, i jak funkcjonują. Z niebezpieczną materią mogła się zapoznać służba społeczna, a także woźni w szkołach.
Sytuacja stała się na tyle poważna, że zarząd gminy Malmö apelował do ministra sprawiedliwości i ministra spraw wewnętrznych o przyspieszenie zmian legislacyjnych, które pozwoliłyby uporać się ze zorganizowaną przestępczością.
Policja ocenia, że w żadnym z europejskich krajów ilość skonfiskowanych materiałów wybuchowych nie rośnie tak dramatycznie jak w Szwecji. Kryminaliści coraz częściej sięgają po ręczne granaty, dynamit i pirotechnikę.
Od 2014 r. do 2015 r. ilość zebranych i zdetonowanych granatów zwiększyła się z ośmiu do 45 i tendencja utrzymuje się także w tym roku. Tylko do czerwca policja wysłała ok. 100 wniosków z materiałami wybuchowymi w tle.