Prawo i Sprawiedliwość, które wygrało wybory i tworzy rząd, nie ukrywa, że nie jest zadowolone z funkcjonowania sądów i prokuratur. Od lat podczas niemal każdej kampanii wyborczej postulowało mniej lub bardziej rewolucyjne zmiany w wymiarze sprawiedliwości. Tak też było i w październikowych wyborach i poprzedzającej je kampanii wyborczej. Po wstępnej lekturze programu widać było, że Temidę czeka prawdziwa rewolucja. Politycy PiS dopytywani o szczegóły nie ukrywają już dziś, jak reforma ma wyglądać. Propozycji jest kilka, konkretnie osiem, nie licząc mniejszych i mniej ważnych. Większość dyskusji skupia się dziś na propozycji połączenia funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. To jednak sprawa głównie polityczna. Jest też jednak cała masa propozycji mniej politycznych, które niewątpliwie dotkną sędziów. Środowisko nie kryje oburzenia. Zgadza się tylko, choć nie bezwarunkowo, w jednej sprawie: zawód sędziego ma być koroną zawodów prawniczych – powtarzają od lat niemal wszyscy ministrowie sprawiedliwości. Pragną tego i sami sędziowie. Minione lata pokazały jednak, że to wcale nie jest proste. Może tym razem się uda? Trzeba wiary i więcej pieniędzy w budżecie z przeznaczeniem na pensje dla sędziów. Wtedy o urząd mają się bić najlepsi.

Sędziom nie podobają się propozycje zaostrzenia kar dyscyplinarnych; silniejszego nadzoru ministra sprawiedliwości nad sądami czy powołania nowych organów, które przejmą ich sprawy dyscyplinarne. Środowisko broni się jak może. Wszystko wskazuje jednak na to, że na niewiele ich upór się zda. W obecnej sytuacji politycznej minister sprawiedliwości i rząd, w którym zasiada, mogą dużo. Rzeczywistość wymiaru sprawiedliwości bardzo się więc zmieni. Tylko czy zyska na tym Kowalski? Od lat wszystkie reformy mają służyć obywatelom. Szkoda, że tak niewiele dobrego z nich dla ludzi wynika.