Rz: Po co pani winnica?
Monika Marta Dziedzic: Chciałam coś wytwarzać. Bo co wytwarza prawnik?! Tony papieru.
Winnica dostarcza doznań bilansujących czas spędzony w kancelarii. To też kontakt z naturą. Żeby się wspiąć na moją górkę i przejść winnicę, trzeba trochę kalorii spalić. To lepsze niż fitness, do tego na świeżym powietrzu.
W relacji z klientem, podczas pisania umów i w negocjacjach, można się porozumieć czy zawrzeć kompromis. Można też zawsze napisać lepszą umowę, lepszą skargę czy lepszy pozew. Winnica uczy pokory. Dużo ode mnie zależy, ale więcej od klimatu, pogody, gleby i roślin. To przeciwwaga dla pewności, którą się zdobywa w zawodzie prawniczym. My, prawnicy, mamy tendencję do myślenia, że wszystko zależy od nas.
Prowadzenie winnicy dało mi drugie życie, które toczy się równolegle z pracą w kancelarii. Nie chcę powiedzieć, że mam schizofrenię, ale to inny świat.