Dariusz Czajkowski: Sprawiedliwość w procesie coraz częściej przegrywa

Nie wszystkie orzeczenia Sądu Najwyższego mogą być dla praktyków drogowskazem.

Aktualizacja: 07.11.2017 19:51 Publikacja: 07.11.2017 17:37

Dariusz Czajkowski: Sprawiedliwość w procesie coraz częściej przegrywa

Foto: Fotolia.com

Adam C. (personalia zmienione) został w 2001 r. tymczasowo aresztowany pod zarzutem obcowania płciowego ze swoim 12-letnim synem oraz jego dwoma kolegami - rówieśnikami. Po czterech latach procesu Sąd Rejonowy skazał go na karę trzech lat pozbawienia wolności. W wyniku apelacji wniesionej przez oskarżonego i jego obrońcę, Sąd Okręgowy uchylił wyrok skazujący i sprawę przekazał Sądowi Rejonowemu do ponownego rozpoznania. Ten, po kolejnych czterech latach (!), uniewinnia Adama C. W kilkudziesięciostronicowym uzasadnieniu tego wyroku skrupulatnie przytacza i omawia dowody wskazujące na... winę oskarżonego, podnosząc jednocześnie, że uniewinnienie było spowodowane wyłącznie przyczyną natury formalnej – koniecznością zastosowania się do tzw. zakazu reformationis in peius. Instytucja ta polega na zakazie wydawania rozstrzygnięć mniej korzystnych dla oskarżonego niż zawarte w zaskarżonym wyroku. Zakaz ten obowiązuje w sytuacji, gdy apelacja jest wniesiona wyłącznie na korzyść oskarżonego. Innymi słowy - oskarżony nie musi się obawiać, że jego apelacja spowoduje np. zaostrzenie kary, choćby była ona nawet na pierwszy rzut oka rażąco łagodna. Jeśli zatem oskarżyciel nie wniesie apelacji, oskarżony może spać spokojnie: ani w tym, ani w kolejnym orzeczeniu (np. po uchyleniu wyroku), nie mogą zapaść rozstrzygnięcia mniej korzystne, niż w wyroku pierwotnym.

Wracając do realiów niniejszej sprawy, Sąd Rejonowy stwierdził (od momentu aresztowania Adama C. do wydania jego wyroku upłynęło 10 lat), że ani akt oskarżenia, ani pierwotny wyrok ,,nie zawiera wszystkich znamion przestępstwa z art. 200 § 1 Kodeksu karnego, który brzmi przecież: ,,Kto obcuje płciowo z małoletnim poniżej lat 15...". Nieusuwalny – w jego mniemaniu – problem polegał na tym, że ani w zarzutach aktu oskarżenia, ani w opisie czynów przypisanych oskarżonemu w pierwszym wyroku skazującym, tej magicznej formuły nie było, a zamiast tego zawierały one jedynie personalia małoletniego syna i jego kolegi oraz ich wiek - bodajże 12 lat...

Prokurator nie zaskarżył tego ,,hybrydowego", uniewinniająco-skazującego wyroku, będącego wszak w praktyce orzeczniczej procesowym unikatem. Co znamienne, uzasadnienia tego orzeczenia, które rażąco przecież godziło w dobra osobiste ,,uniewinnionego" oskarżonego, wskazując na oczywiste dowody jego przestępnej działalności, nie zaskarżył również sam zainteresowany, ani jego obrońca. Zamiast tego skierował on do właściwego Sądu Okręgowego wniosek o odszkodowanie za niewątpliwie niesłuszne tymczasowe aresztowanie Adama C... Za blisko dwuletni okres pobytu w areszcie zażądał od Skarbu Państwa prawie 400 000 złotych odszkodowania i zadośćuczynienia za doznaną krzywdę.

Sądy kolejno rozpoznające sprawę tych roszczeń (Okręgowy i Apelacyjny) nie były w stanie przejść do porządku nad osobliwością całej tej sytuacji, w której - na pierwszy rzut prawniczego oka - osoba uniewinniona, a wcześniej tymczasowo aresztowana, miała pełne prawo do otrzymania odszkodowania i zadośćuczynienia. Wszak zgodnie z doktryną i orzecznictwem (patrz np. uchwała Sądu Najwyższego z 15 września 1999 r., sygn. akt I KZP 27/99), Skarb Państwa ponosi odpowiedzialność na zasadzie ryzyka, co w praktyce oznacza, że w świetle każdego wyroku uniewinniającego zasadność roszczeń odszkodowawczych pozostaje poza wszelką dyskusją. Szukając wyjścia z tej trudnej orzeczniczo sytuacji, powodującej rozdźwięk pomiędzy zwykłym poczuciem sprawiedliwości, a ukształtowanym przez doktrynę i najwyższą instancję sądowniczą zasadą, przyznającą w takiej sytuacji skazanemu prawo do odszkodowania, oba Sądy zasądziły Adamowi C. symboliczną złotówkę, oddalając jego roszczenie w pozostałej części, jako rażąco sprzeczne z zasadami współżycia społecznego i stanowiące nadużycie prawa podmiotowego w rozumieniu art. 5 Kodeksu cywilnego.

Sprawa trafia do Sądu Najwyższego. Ten niejednomyślnie (w sprawie zgłoszono zdanie odrębne) podzielił kasację pełnomocnika wnioskodawcy i uchylił oba zaskarżone wyroki oraz przekazał sprawę sądowi I instancji do ponownego rozpoznania (wyrok Sądu Najwyższego z dnia 29 kwietnia 2015 r., sygn. akt II K 30/15). W uzasadnieniu tego orzeczenia, które spotkało się też z aprobatą w doktrynie, (patrz glosa dr. Jacka Kosonogi- Państwo i Prawo z. 2 z 2017 r.), Sąd Najwyższy nakazał Sądowi Okręgowemu zastosowanie się do swojego zapatrywania prawnego, iż Skarb Państwa ponosi w tej sytuacji odpowiedzialność na zasadzie ryzyka, a nie na zasadzie winy, a wyroków uniewinniających nie można wartościować. Oznaczało to de facto, że niezależnie od jakichkolwiek względów sprawiedliwościowych i aksjologicznych - o ile tylko Adam C. wykaże szkodę i krzywdę związaną z pozbawieniem go wolności - musi otrzymać odszkodowanie i zadośćuczynienie. I tak też się stało: Sąd związany tym zapatrywaniem prawomocnym orzeczeniem zasądził na jego rzecz kwotę przeszło 200 000 złotych (150 000 zł zadośćuczynienia, 61 470 zł odszkodowania oraz dodatkowo 3 000 zł tytułem zwrotu kosztów ustanowionego pełnomocnika...).

Żaden sąd nie odmówi

Zbigniew S. od lipca do października 2014 r. dopuścił się tzw. gróźb karalnych na szkodę wielu osób – w tym małoletnich dzieci. Pokrzywdzonym groził pozbawieniem życia, a jego zachowanie niejednokrotnie przybierało drastyczne formy. Dwukrotnie czynił to na terenie sklepu w swojej miejscowości: raz groził ofierze przyniesioną tam siekierą, drugi raz trzymając w ręku broń pneumatyczną. Innym razem twierdził, że posiada ,,ołowiane kule", okazał też pokrzywdzonemu nóż twierdząc, że jest to przekaz, ,,co się z nim stanie". Sąd Rejonowy uznał, że wszystkie zarzucane oskarżonemu czyny stanowią przestępstwa z art. 190 § 1 k.k., czyli groźby karalne, które ,,wzbudziły w pokrzywdzonych obawy, że mogą zostać spełnione" i za to skazał go na karę 6 miesięcy bezwzględnego pozbawienia wolności. Od wyroku tego apelację wniósł obrońca oskarżonego, jednak Sąd Okręgowy nie podzielił jej argumentów i zaskarżone orzeczenie utrzymał w mocy.

Sprawa trafiła z kasacją obrońcy do Sądu Najwyższego, ten zaś w trzyosobowym składzie oczyścił oskarżonego od wszystkich stawianych mu zarzutów (wyrok Sądu Najwyższego z dnia 6 kwietnia 2017 r., sygn. V KK 372/16, OSNKW z.9, poz.51). W tezie do tego orzeczenia zawarł sformułowanie, że ,,nie jest możliwe uchylenie orzeczenia na niekorzyść oskarżonego, jeżeli jego utrzymanie w mocy byłoby rażąco niesprawiedliwe (...)". W czym Sąd Najwyższy dopatrzył się tej rażącej niesprawiedliwości? Ano w tym, że w opisie czynów zarzucanych oskarżonemu w akcie oskarżenia, który to opis został przez Sądy zaakceptowany, zabrakło jednego wyrazu, należącego do ustawowych znamion przestępstwa z art 190 § 1 k.k. Chodzi o to, że nie dopisano do tego opisu zwrotu ,,uzasadniona", na określenie odczuwanej przez pokrzywdzonych obawy wywołanej groźbami. To nic, że Sądy orzekające ustosunkowały się do tego elementu w uzasadnieniach swoich orzeczeń. Sąd Najwyższy skonstatował, że nie jest możliwe uznanie, że czyn Zbigniewa S. stanowi przestępstwo, ,,skoro nie ma kompletu znamion czynu z art. 190 § 1 k.k.". Jeśli Zbigniew S. karę odbył, to jako uniewinniony – zgodnie z regułą opisaną wyżej – będzie mógł dochodzić od Skarbu Państwa za ten czas odszkodowania i zadośćuczynienia, a żaden sąd jego żądaniu nie będzie mógł odmówić...

Liczy się czyn, nie opis

Opisane powyżej kazusy omawiałem z wieloma praktykującymi sędziami, jak i osobami nie mającymi nic wspólnego z tym zawodem. Sondując opinię na temat tych orzeczeń, zawsze spotykałem się z ich dezaprobatą i oceną, że są one oderwane od rzeczywistości, przede wszystkim zaś stanowią zaprzeczenie sprawiedliwości, którą sąd swoimi decyzjami powinien uosabiać. W środowisku sędziów sądów powszechnych z ,,pierwszej linii" dominuje przekonanie, że zbyt dużo rozstrzygnięć Sądu Najwyższego brnie w zbędny formalizm, hołdując przyjętym od lat założeniom doktrynalnym, wykładanym formalistycznie i sztywno. Efekt tego jest taki, że oparte na tych założeniach decyzje zapadające w indywidualnych sprawach, przybierają często postać karykaturalną, wykraczając poza zwyczajne, ludzkie poczucie sprawiedliwości. Prawnicza interpretacja nie może być dokonywana w sposób scholastyczny, będąc w istocie pozbawionym większej wartości naukowej wyszukiwaniem i rozwiązywaniem nieistniejących problemów w oparciu o z góry założone dogmaty i poglądy. Orzeczenia sądowe muszą być przede wszystkim sprawiedliwe, jasne i zrozumiałe. Doktryna prawnicza nie może temu przeszkadzać, narzucając niezrozumiały system wartości, który nikomu i niczemu nie służy. Hołdując skrajnemu pozytywizmowi, który nakazuje analizować poprawność ,,warstwy normatywnej", nie zważa się na skutki, do których ta czysto tekstualna analiza prowadzi. Podstawowa zasada prawa karnego nullum crimen sine lege scripta (nie ma przestępstwa, jeśli nie jest ono zapisane w ustawie) nie może być zastąpiona jej opaczną interpretacją, że przestępstwem jest to, co jest opisane w wyroku. To rzeczywisty, popełniony przez sprawcę czyn, jest przedmiotem osądu, a nie umiejętność opisania go w wyroku przez sędziego.

Od dziesiątek lat Sąd Najwyższy wydaje publikację ,,Orzecznictwo Sądu Najwyższego - Izba Karna i Wojskowa" (dalej zwane OSNKW). W swoim założeniu publikacja ta ma prezentować najbardziej interesujące judykaty tego Sądu, które mają być drogowskazem i wzorem dla sądów powszechnych w zakresie orzecznictwa. Orzeczenia tam zamieszczane są dokładnie selekcjonowane w Sądzie Najwyższym, w którym funkcjonuje wszak Biuro Analiz i Orzecznictwa, gdzie zatrudnione są osoby z dorobkiem naukowym. Opublikowanie w OSNKW orzeczenia wydanego przez dany skład Sądu Najwyższego stanowi wyraz akceptacji tego organu dla wyrażonego tam poglądu, co jest w praktyce równoznaczne ze stosowaniem go w sądach powszechnych. Do rzadkich przypadków, traktowanych zazwyczaj jako orzeczniczy eksces, należy odrzucenie przez sąd wyrażonego w publikacji Sądu Najwyższego poglądu i zaprezentowanie w swoim rozstrzygnięciu stanowiska własnego, odmiennego od przyjętego przez najwyższy autorytet orzeczniczy. Jednak przeniesienie wprost na grunt rozpoznawanej sprawy gotowej tezy wyrażonej przez Sąd Najwyższy jest zabiegiem łatwym i wygodnym dla sędziego, zwalnia go bowiem od intelektualnego wysiłku związanego z pochyleniem się nad problemem i moralną odpowiedzialnością za skutki wywołane podjętą przez siebie decyzją. Postępowanie takie ma jednak niewiele wspólnego z wymierzaniem sprawiedliwości, które nie może przecież polegać na bezrefleksyjnym zastosowaniu się do recepty wyrażonej w gotowej tezie, niezależnie od niepowtarzalnych okoliczności rozpatrywanego przypadku. Taka praktyka jest niestety bolączką polskiego sądownictwa, szczególnie tego na najniższym szczeblu (sądy rejonowe). Orzeczenia Sądu Najwyższego są skrupulatnie czytane i w praktyce orzeczniczej wykorzystywane, często zresztą w sposób wypaczający ich rzeczywiste znaczenie. Na wyrok Sądu Najwyższego z dnia 29 kwietnia 2015r., sygn. akt II KK 30/15, zasądzający odszkodowanie opisane wyżej, powołał się m.in. jeden z sądów, uniewinniając skazanego w pierwszej instancji na karę sześciu lat pozbawienia wolności za czynności seksualne wobec małoletniej poniżej lat 15. Werdykt tego rodzaju znów zapadł znów tylko z tego powodu, że znamię ,,małoletniości poniżej lat 15" nie znalazło się w sentencji orzeczenia. Jak wynika z pisemnych motywów tego wyroku, dla sądu II instancji ,,Bez znaczenia pozostaje (...) okoliczność, iż z akt sprawy wynikało niespornie o jaką personalnie osobę pokrzywdzoną chodziło i ile miała lat i że ustalenia takie poczynił sąd rejonowy , co wynika z uzasadnienia zaskarżonego wyroku (...), gdyż decydujący jest opis czynu ujęty w wyroku (komparycji lub sentencji) jako oficjalny wyraz tego za jakie zachowanie sąd daną osobę skazuje" (patrz wyrok Sądu Okręgowego w Piotrkowie Trybunalskim z dnia 10 listopada 2015 r., sygn. akt IV Ka 473/15, publ. LEX nr 2125056; podkr. D.Cz.).

W tym kontekście jeszcze raz zatem należy podkreślić, że wydawane przez Sąd Najwyższy rozstrzygnięcia, w szczególności te publikowane w oficjalnym biuletynie prawniczym, muszą stanowić nie tylko wzór prawniczego kunsztu i umiejętności analizy normy prawnej pod względem formalnym, ale również (a może przede wszystkim) uwzględniać wywołane prezentowaną interpretacją konsekwencje aksjologiczne, w przeciwnym razie nie mogą i nie powinny być drogowskazem dla praktyków. Dlatego tak ważne jest, by nie znalazły się tam orzeczenia, które pod pretekstem swych wartości naukowych i wierności prawniczym dogmatom, wprowadzają w istocie chaos w jurydycznym rozumowaniu, zamiast to rozumowanie czynić racjonalnym. Zapewniam laików, że lektura wydawanego przez Sąd Najwyższy orzecznictwa publikowanego w OSNKW jest nie dla nich, bo często ze zrozumieniem zawartych tam wywodów problemy mają nawet doświadczeni praktycy. Zdarza się, że nie tylko wyrażane tam poglądy prawne, ale i sama metodyka prowadzonych wywodów budzić może zasadnicze kontrowersje (np. powoływanie się w uzasadnieniu na archaiczne wytyczne wymiaru sprawiedliwości i praktyki sądowej, powstałe w czasach dla polskich nauk penalnych i polskiego wymiaru sprawiedliwości trudnych - patrz np. wyrok Sądu Najwyższego z dnia 22 marca 2017 r., sygn. akt III K 349/16, OSNKW z 2017 r., z. 9, poz. 50).

Zimne analizy muszą iść na bok

Wymiar sprawiedliwości wymaga naprawy. Trzeba zrobić wszystko, by się wyzwolić od przyzwyczajeń, które krępują prohumanistyczną interpretację normy prawnej. W procesie tym nie można ograniczyć się do zimnej analizy samego tekstu prawnego, ale dokonać wykładni normy w aspekcie aksjologicznym, pod kątem zgłębienia materialnej treści, sensu i racjonalności interpretowanej reguły. Wszak ma być ona służebna wobec wartości uniwersalnej i ostatecznej, jaką jest SPRAWIEDLIWOŚĆ. Niezbędnym wydaje się zatem przełamanie takiego sposobu jurydycznej interpretacji, która w sposób bezkompromisowy hołduje stereotypom i niewzruszalnym dogmatom, które zdominowały prawniczy świat. To jest właśnie przyczyną, że w procesie wymierzania sprawiedliwości, gdzieś ta sprawiedliwość właśnie umyka...

Bo jak wytłumaczyć pokrzywdzonym, że prawomocny wyrok skazujący ich prześladowcę, wyposażonego w siekierę i broń, był ,,rażąco niesprawiedliwy", gdyż prokurator i sędzia zapomnieli dopisać, iż obawy, jakie odczuwały ofiary jego gróźb były ,,uzasadnione"? Jak wytłumaczyć dorosłym już ofiarom przestępstw seksualnych sensowność uniewinnienia ich oprawcy tylko dlatego, że w czynach mu przypisanych nie było ustawowej formułki, iż w chwili popełnienia na ich szkodę przestępstw byli ,,małoletnimi poniżej lat 15"? Jak w świetle zasad współżycia społecznego, na straży których stoi nie tylko prawo naturalne, ale i art. 5 Kodeksu cywilnego, wytłumaczyć pokrzywdzonym i zwykłym podatnikom, że należało takiej osobie wypłacić przeszło dwustutysięczne odszkodowanie?

Czy tak się staje sprawiedliwość, czy tak ginie świat... ?

Autor jest sędzią Sądu Apelacyjnego w Białymstoku, przewodniczącym II Wydziału Karnego, laureatem nagrody Polskiej Sekcji Międzynarodowej Komisji Prawników ,,Sędzia Europejski 2010" oraz wyróżnienia „Sędzia Europejski 2008". W latach 2012–2015 orzekał w Sądzie Najwyższym jako sędzia delegowany, był m.in. autorem zdania odrębnego do opisywanego wyroku SN z 29 kwietnia 2015 r. (II K 30/15)

Adam C. (personalia zmienione) został w 2001 r. tymczasowo aresztowany pod zarzutem obcowania płciowego ze swoim 12-letnim synem oraz jego dwoma kolegami - rówieśnikami. Po czterech latach procesu Sąd Rejonowy skazał go na karę trzech lat pozbawienia wolności. W wyniku apelacji wniesionej przez oskarżonego i jego obrońcę, Sąd Okręgowy uchylił wyrok skazujący i sprawę przekazał Sądowi Rejonowemu do ponownego rozpoznania. Ten, po kolejnych czterech latach (!), uniewinnia Adama C. W kilkudziesięciostronicowym uzasadnieniu tego wyroku skrupulatnie przytacza i omawia dowody wskazujące na... winę oskarżonego, podnosząc jednocześnie, że uniewinnienie było spowodowane wyłącznie przyczyną natury formalnej – koniecznością zastosowania się do tzw. zakazu reformationis in peius. Instytucja ta polega na zakazie wydawania rozstrzygnięć mniej korzystnych dla oskarżonego niż zawarte w zaskarżonym wyroku. Zakaz ten obowiązuje w sytuacji, gdy apelacja jest wniesiona wyłącznie na korzyść oskarżonego. Innymi słowy - oskarżony nie musi się obawiać, że jego apelacja spowoduje np. zaostrzenie kary, choćby była ona nawet na pierwszy rzut oka rażąco łagodna. Jeśli zatem oskarżyciel nie wniesie apelacji, oskarżony może spać spokojnie: ani w tym, ani w kolejnym orzeczeniu (np. po uchyleniu wyroku), nie mogą zapaść rozstrzygnięcia mniej korzystne, niż w wyroku pierwotnym.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Reksio z sekcji tajnej. W sprawie Pegasusa sędziowie nie są ofiarami służb
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Ideowość obrońców konstytucji
Opinie Prawne
Jacek Czaja: Lustracja zwycięzcy konkursu na dyrektora KSSiP? Nieuzasadnione obawy
Opinie Prawne
Jakubowski, Gadecki: Archeolodzy kontra poszukiwacze skarbów. Kolejne starcie
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Prawne
Marek Isański: TK bytem fasadowym. Władzę w sprawach podatkowych przejął NSA