Adam C. (personalia zmienione) został w 2001 r. tymczasowo aresztowany pod zarzutem obcowania płciowego ze swoim 12-letnim synem oraz jego dwoma kolegami - rówieśnikami. Po czterech latach procesu Sąd Rejonowy skazał go na karę trzech lat pozbawienia wolności. W wyniku apelacji wniesionej przez oskarżonego i jego obrońcę, Sąd Okręgowy uchylił wyrok skazujący i sprawę przekazał Sądowi Rejonowemu do ponownego rozpoznania. Ten, po kolejnych czterech latach (!), uniewinnia Adama C. W kilkudziesięciostronicowym uzasadnieniu tego wyroku skrupulatnie przytacza i omawia dowody wskazujące na... winę oskarżonego, podnosząc jednocześnie, że uniewinnienie było spowodowane wyłącznie przyczyną natury formalnej – koniecznością zastosowania się do tzw. zakazu reformationis in peius. Instytucja ta polega na zakazie wydawania rozstrzygnięć mniej korzystnych dla oskarżonego niż zawarte w zaskarżonym wyroku. Zakaz ten obowiązuje w sytuacji, gdy apelacja jest wniesiona wyłącznie na korzyść oskarżonego. Innymi słowy - oskarżony nie musi się obawiać, że jego apelacja spowoduje np. zaostrzenie kary, choćby była ona nawet na pierwszy rzut oka rażąco łagodna. Jeśli zatem oskarżyciel nie wniesie apelacji, oskarżony może spać spokojnie: ani w tym, ani w kolejnym orzeczeniu (np. po uchyleniu wyroku), nie mogą zapaść rozstrzygnięcia mniej korzystne, niż w wyroku pierwotnym.
Wracając do realiów niniejszej sprawy, Sąd Rejonowy stwierdził (od momentu aresztowania Adama C. do wydania jego wyroku upłynęło 10 lat), że ani akt oskarżenia, ani pierwotny wyrok ,,nie zawiera wszystkich znamion przestępstwa z art. 200 § 1 Kodeksu karnego, który brzmi przecież: ,,Kto obcuje płciowo z małoletnim poniżej lat 15...". Nieusuwalny – w jego mniemaniu – problem polegał na tym, że ani w zarzutach aktu oskarżenia, ani w opisie czynów przypisanych oskarżonemu w pierwszym wyroku skazującym, tej magicznej formuły nie było, a zamiast tego zawierały one jedynie personalia małoletniego syna i jego kolegi oraz ich wiek - bodajże 12 lat...
Prokurator nie zaskarżył tego ,,hybrydowego", uniewinniająco-skazującego wyroku, będącego wszak w praktyce orzeczniczej procesowym unikatem. Co znamienne, uzasadnienia tego orzeczenia, które rażąco przecież godziło w dobra osobiste ,,uniewinnionego" oskarżonego, wskazując na oczywiste dowody jego przestępnej działalności, nie zaskarżył również sam zainteresowany, ani jego obrońca. Zamiast tego skierował on do właściwego Sądu Okręgowego wniosek o odszkodowanie za niewątpliwie niesłuszne tymczasowe aresztowanie Adama C... Za blisko dwuletni okres pobytu w areszcie zażądał od Skarbu Państwa prawie 400 000 złotych odszkodowania i zadośćuczynienia za doznaną krzywdę.
Sądy kolejno rozpoznające sprawę tych roszczeń (Okręgowy i Apelacyjny) nie były w stanie przejść do porządku nad osobliwością całej tej sytuacji, w której - na pierwszy rzut prawniczego oka - osoba uniewinniona, a wcześniej tymczasowo aresztowana, miała pełne prawo do otrzymania odszkodowania i zadośćuczynienia. Wszak zgodnie z doktryną i orzecznictwem (patrz np. uchwała Sądu Najwyższego z 15 września 1999 r., sygn. akt I KZP 27/99), Skarb Państwa ponosi odpowiedzialność na zasadzie ryzyka, co w praktyce oznacza, że w świetle każdego wyroku uniewinniającego zasadność roszczeń odszkodowawczych pozostaje poza wszelką dyskusją. Szukając wyjścia z tej trudnej orzeczniczo sytuacji, powodującej rozdźwięk pomiędzy zwykłym poczuciem sprawiedliwości, a ukształtowanym przez doktrynę i najwyższą instancję sądowniczą zasadą, przyznającą w takiej sytuacji skazanemu prawo do odszkodowania, oba Sądy zasądziły Adamowi C. symboliczną złotówkę, oddalając jego roszczenie w pozostałej części, jako rażąco sprzeczne z zasadami współżycia społecznego i stanowiące nadużycie prawa podmiotowego w rozumieniu art. 5 Kodeksu cywilnego.
Sprawa trafia do Sądu Najwyższego. Ten niejednomyślnie (w sprawie zgłoszono zdanie odrębne) podzielił kasację pełnomocnika wnioskodawcy i uchylił oba zaskarżone wyroki oraz przekazał sprawę sądowi I instancji do ponownego rozpoznania (wyrok Sądu Najwyższego z dnia 29 kwietnia 2015 r., sygn. akt II K 30/15). W uzasadnieniu tego orzeczenia, które spotkało się też z aprobatą w doktrynie, (patrz glosa dr. Jacka Kosonogi- Państwo i Prawo z. 2 z 2017 r.), Sąd Najwyższy nakazał Sądowi Okręgowemu zastosowanie się do swojego zapatrywania prawnego, iż Skarb Państwa ponosi w tej sytuacji odpowiedzialność na zasadzie ryzyka, a nie na zasadzie winy, a wyroków uniewinniających nie można wartościować. Oznaczało to de facto, że niezależnie od jakichkolwiek względów sprawiedliwościowych i aksjologicznych - o ile tylko Adam C. wykaże szkodę i krzywdę związaną z pozbawieniem go wolności - musi otrzymać odszkodowanie i zadośćuczynienie. I tak też się stało: Sąd związany tym zapatrywaniem prawomocnym orzeczeniem zasądził na jego rzecz kwotę przeszło 200 000 złotych (150 000 zł zadośćuczynienia, 61 470 zł odszkodowania oraz dodatkowo 3 000 zł tytułem zwrotu kosztów ustanowionego pełnomocnika...).