Wyobraźmy sobie Basię. Ukończone prawnicze studia na jednym z najlepszych uniwersytetów w kraju, tytuł magistra zagranicznej uczelni, kilka lat łączenia nauki z pracą w kancelarii, egzamin na aplikację zdany w cuglach. Pierwsza praca i niemałe wynagrodzenie, obracanie się w międzynarodowym otoczeniu, namacalne pozory życiowo-zawodowego sukcesu.
Aplikacja adwokacka na finiszu. Pierwsze merytoryczne wystąpienia w mediach związane z poważnymi procesami, w których aplikantka jest siłą rzeczy jedynie substytutem – ponieważ jednak bystrym, terminowym i lubianym przez mocodawców, jej stawiennictwo gotowi są zaakceptować nawet w tych sprawach, w których dziennikarze tłoczą się pod salą rozpraw. Rozwija się i wie o tym zarówno ona, jak i zatrudniający ją mecenas. Jest z niej zadowolony, często chwali. Niekiedy zbyt wylewnie. Ona, choć nie mogłaby marzyć o ciekawszych sprawach i wyzwaniach, odchodzi z pracy, w chwili gdy nawet jej ojciec zauważa, że mecenas pisze do niej częściej, niż życzyłaby sobie tego jego żona.
Pani mecenas w całkiem nowym położeniu – własna kancelaria, klienci, nazwisko, które ma już swoją renomę. Zaangażowana w działalność społeczną. Matka. Osoba ze wszech miar poważna, przedsiębiorcza i samodzielna. Uczestniczy w poważnych adwokackich rozmowach z poważnymi adwokatami i w debatach. Wszyscy ich uczestnicy zachowują fason. Wystarczy jednak, że nie kto inny, lecz ona, zada niespodziewane pytanie w chwili, gdy mało kto zna na nie odpowiedź, by „szanowna pani mecenas i koleżanka" stała się „drogą Basią", której – jak w mig wyjaśnią koledzy – objaśnić należy z dużą dozą kurtuazji i wykwintnej serdeczności, że w istocie nie zrozumiała, o co pyta, nie wiedziała, co miała na myśli – myśl ową formułując.
Mimo niekwestionowanego postępu mansplaining, a po polsku męsplikacja to zjawisko, które sprężystym krokiem idzie pod rękę z protekcjonalnym zachowaniem, niewybrednymi żartami i przekonaniem wielu mężczyzn, że kobietę traktować można z przymrużeniem oka. To zjawisko spotykane często pośród ludzi z wykształceniem i społecznym obyciem, także wśród prawników. Będące jego przejawem zachowania, słowa, odnoszą jeden skutek: wywołują w wielu kobietach przekonanie, że w istocie nie posiadają one wiedzy, predyspozycji lub umiejętności do zajmowania się tym, czemu poświęcają uwagę, pracę i talent.
Choć zdawać by się mogło, że kobiety są dziś aktywne zawodowo i osiągają sukcesy w wielu dziedzinach życia, w prawniczym światku ponad wszelką wątpliwość ich obecność nie wszędzie się przyjęła. Nie dziwi ani scenka, w której adwokat, wchodząc do pokoju pełnego adwokatów, nie będąc z nikim na „ty", z mężczyzną wita się mówiąc „dzień dobry, panie mecenasie", a z kobietami – „dzień dobry, pani Basiu", ani przekonanie wielu panów, że adwokatka mówiąca o „partnerstwie" – wcale nie musi mieć na myśli swojego statusu związku na Facebook'u, lecz funkcję, jaką pragnie pełnić w strukturze kancelarii.