Adwokatki niemile widziane w prawniczym światku

Choć zdawać by się mogło, że kobiety są dziś aktywne zawodowo i osiągają sukcesy w wielu dziedzinach życia, w prawniczym światku ponad wszelką wątpliwość ich obecność nie wszędzie się przyjęła.

Aktualizacja: 29.10.2017 09:08 Publikacja: 29.10.2017 00:01

Adwokatki niemile widziane w prawniczym światku

Foto: 123RF

Wyobraźmy sobie Basię. Ukończone prawnicze studia na jednym z najlepszych uniwersytetów w kraju, tytuł magistra zagranicznej uczelni, kilka lat łączenia nauki z pracą w kancelarii, egzamin na aplikację zdany w cuglach. Pierwsza praca i niemałe wynagrodzenie, obracanie się w międzynarodowym otoczeniu, namacalne pozory życiowo-zawodowego sukcesu.

Aplikacja adwokacka na finiszu. Pierwsze merytoryczne wystąpienia w mediach związane z poważnymi procesami, w których aplikantka jest siłą rzeczy jedynie substytutem – ponieważ jednak bystrym, terminowym i lubianym przez mocodawców, jej stawiennictwo gotowi są zaakceptować nawet w tych sprawach, w których dziennikarze tłoczą się pod salą rozpraw. Rozwija się i wie o tym zarówno ona, jak i zatrudniający ją mecenas. Jest z niej zadowolony, często chwali. Niekiedy zbyt wylewnie. Ona, choć nie mogłaby marzyć o ciekawszych sprawach i wyzwaniach, odchodzi z pracy, w chwili gdy nawet jej ojciec zauważa, że mecenas pisze do niej częściej, niż życzyłaby sobie tego jego żona.

Pani mecenas w całkiem nowym położeniu – własna kancelaria, klienci, nazwisko, które ma już swoją renomę. Zaangażowana w działalność społeczną. Matka. Osoba ze wszech miar poważna, przedsiębiorcza i samodzielna. Uczestniczy w poważnych adwokackich rozmowach z poważnymi adwokatami i w debatach. Wszyscy ich uczestnicy zachowują fason. Wystarczy jednak, że nie kto inny, lecz ona, zada niespodziewane pytanie w chwili, gdy mało kto zna na nie odpowiedź, by „szanowna pani mecenas i koleżanka" stała się „drogą Basią", której – jak w mig wyjaśnią koledzy – objaśnić należy z dużą dozą kurtuazji i wykwintnej serdeczności, że w istocie nie zrozumiała, o co pyta, nie wiedziała, co miała na myśli – myśl ową formułując.

Mimo niekwestionowanego postępu mansplaining, a po polsku męsplikacja to zjawisko, które sprężystym krokiem idzie pod rękę z protekcjonalnym zachowaniem, niewybrednymi żartami i przekonaniem wielu mężczyzn, że kobietę traktować można z przymrużeniem oka. To zjawisko spotykane często pośród ludzi z wykształceniem i społecznym obyciem, także wśród prawników. Będące jego przejawem zachowania, słowa, odnoszą jeden skutek: wywołują w wielu kobietach przekonanie, że w istocie nie posiadają one wiedzy, predyspozycji lub umiejętności do zajmowania się tym, czemu poświęcają uwagę, pracę i talent.

Choć zdawać by się mogło, że kobiety są dziś aktywne zawodowo i osiągają sukcesy w wielu dziedzinach życia, w prawniczym światku ponad wszelką wątpliwość ich obecność nie wszędzie się przyjęła. Nie dziwi ani scenka, w której adwokat, wchodząc do pokoju pełnego adwokatów, nie będąc z nikim na „ty", z mężczyzną wita się mówiąc „dzień dobry, panie mecenasie", a z kobietami – „dzień dobry, pani Basiu", ani przekonanie wielu panów, że adwokatka mówiąca o „partnerstwie" – wcale nie musi mieć na myśli swojego statusu związku na Facebook'u, lecz funkcję, jaką pragnie pełnić w strukturze kancelarii.

Cóż począć, skoro ledwie sto lat minęło od czasu, gdy na Uniwersytecie Jagiellońskim dostrzeżono, że jeśli można uznać za rzecz sprawiedliwą, aby kobietom otwarta była droga do uczęszczania na wykłady uniwersyteckie i zdobywanie stopni naukowych. Otworzenie im także dostępu do stowarzyszeń akademickich, które odbywają swe posiedzenia w gmachach uniwersyteckich w porze wieczornej i bez należytej kontroli, trzeba by uważać za eksperyment pod wielu ważnymi względami zbyt ryzykowny i mogący łatwo znaleźć się w niezgodzie z powagą uniwersytetu (S. Milewski, Zanim kobieta została adwokatem, „Palestra" 2002, nr 1–2, s. 98, 99)?

Autorka jest adwokatem, redaktorem naczelnym „Pokoju adwokackiego" (www.pokojadwokacki.pl), członkiem Naczelnej Rady Adwokackiej

Wyobraźmy sobie Basię. Ukończone prawnicze studia na jednym z najlepszych uniwersytetów w kraju, tytuł magistra zagranicznej uczelni, kilka lat łączenia nauki z pracą w kancelarii, egzamin na aplikację zdany w cuglach. Pierwsza praca i niemałe wynagrodzenie, obracanie się w międzynarodowym otoczeniu, namacalne pozory życiowo-zawodowego sukcesu.

Aplikacja adwokacka na finiszu. Pierwsze merytoryczne wystąpienia w mediach związane z poważnymi procesami, w których aplikantka jest siłą rzeczy jedynie substytutem – ponieważ jednak bystrym, terminowym i lubianym przez mocodawców, jej stawiennictwo gotowi są zaakceptować nawet w tych sprawach, w których dziennikarze tłoczą się pod salą rozpraw. Rozwija się i wie o tym zarówno ona, jak i zatrudniający ją mecenas. Jest z niej zadowolony, często chwali. Niekiedy zbyt wylewnie. Ona, choć nie mogłaby marzyć o ciekawszych sprawach i wyzwaniach, odchodzi z pracy, w chwili gdy nawet jej ojciec zauważa, że mecenas pisze do niej częściej, niż życzyłaby sobie tego jego żona.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Prawne
Marek Isański: Organ praworządnego państwa czy(li) oszust?
Opinie Prawne
Marek Kobylański: Dziś cisza wyborcza jest fikcją
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Reksio z sekcji tajnej. W sprawie Pegasusa sędziowie nie są ofiarami służb
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Ideowość obrońców konstytucji