Sprawa relacji media–wymiar sprawiedliwości jest istotnie bardzo złożona. W odróżnieniu od sądów, media nie są jednolite. Zadaniem sędziów jest wymierzanie sprawiedliwości, wydawanie orzeczeń. Mediów – przekazywanie informacji i komentowanie ich. Podejście do tych celów jest często diametralnie różne. Są gazety – taka jak moja – nastawione na fachową informację, z wyspecjalizowanymi dziennikarzami sądowymi, często z wykształceniem prawniczym. Są też media, jak np. prasa brukowa, z definicji nastawione na koloryzowanie i upraszczanie pewnych zdarzeń. Przekleństwem jest coraz większe upolitycznienie niektórych mediów i patrzenie na sądy i ich orzeczenia przez pryzmat gry politycznej i ocenianie ich pod takim kątem. Na końcu jest też brak standardów etycznych i ignorancja, bo one i też się zdarzają.
Dlatego trudno mówić o mediach jako monolicie, wobec których sądy, sędziowie, ich rzecznicy mogliby stosować jednolitą politykę informacyjną, jednolity przekaz czy działania edukacyjne. To niemożliwe. Dlatego podejście służb prasowych sądów powinno rozróżniać tę specyfikę. Owo rozróżnienie nie powinno jednak sprowadzać się do unikania niektórych mediów, co się niestety zdarza, ale do indywidualnego podejścia.
Sędzia Gwizdak musi też pamiętać, że sądy same sobie zapracowały na takie relacje. Przez całe dekady większość stosowała zasadę zamkniętych drzwi dla mediów. A cała polityka informacyjna sprowadzała się do tolerowania dziennikarzy na rozprawach oraz suchych, niezrozumiałych komunikatów wydawanych ustnie lub pisemnie po wyroku. Standardem było też święte oburzenie na jakiekolwiek słowa krytyki pod adresem sędziego i jego działalności orzeczniczej. Sędziowie sami zatem zamknęli się w wieży z kości słoniowej i teraz ubolewają, że w niej tkwią i nikt ich nie rozumie.
Oczywiście trudno nie docenić mozolnych zmian i otwarcia w polityce informacyjnej sądów w ostatnim czasie. Sędziowie dopuszczają już krytykę, a rzecznicy prasowi stają się coraz bardziej wyczuleni na prostotę przekazu. Pożytecznym środkiem przekazu okazał się od niedawna nawet Twitter ( i wcale to nie obniżyło powagi Temidy). To dobry kierunek, który można odczytać jako szersze uchylenie drzwi mediom. Warto ten proces rozwijać i kontynuować, zarówno, a może zwłaszcza, na poziomie lokalnym, jak i ogólnopolskim, nie ograniczając się jedynie do „zrozumiałych komunikatów". Biorąc pod uwagę zaszłości, ważne, aby taka inicjatywa wyszła też od przedstawicieli sądownictwa, te relacje trzeba kształtować, pielęgnować, opierając się, jak słusznie pisze sędzia Gwizdak, na „zrozumieniu".
Czy jednak poprawa relacji media – wymiar sprawiedliwości zmieni na lepsze postrzeganie sędziów i sądów w społeczeństwie i zwiększy zaufanie do niego? Wielu sędziów uważa, że są one główną przyczyną społecznej oceny Temidy.
To błędne założenie. Relacje media–sądy to tylko fragment większej całości. Odbiór społeczny, kształtowany jest również, a może przede wszystkim poprzez bezpośrednie kontakty obywateli z wymiarem sprawiedliwości. Z tym nie jest najlepiej i koniecznie trzeba je poprawić. Tu potrzeba więcej empatii i zrozumienia swojej roli. Sąd bowiem nie jest urzędem, a podsądni petentami, numerkami na kolejnych wokandach. 99 proc. ludzi nie przychodzi tu dla kaprysu czy zabicia czasu. Dla nich są często ostatnią deską ratunku, aby uzyskać sprawiedliwość. Tacy ludzie są wyczuleni na zły gest, brak empatii, przedmiotowe, czy nawet aroganckie traktowanie przez sędziego. I na to ludzie Temidy powinni być szczególnie wyczuleni. Bo cóż, że zamkną sprawę w nieczułych niezrozumiałych procedurach i paragrafach, zgodnie z zasadami sztuki prawniczej, skoro wychodzący z sądu człowiek będzie miał poczucie niezrozumienia, czy wręcz niesprawiedliwości.