Od Wielkiej Karty Wolności do Brexitu – to ciągłość tradycji

Brexit to bunt zwykłych ludzi w imię kultury państwa narodowego jako wartości oddanej na rzecz prawdziwego uniwersalizmu Europy, to protest przeciw technokratycznemu projektowi elit globalnych. Czy na taki bunt w Europie nie jest za późno?

Aktualizacja: 22.10.2016 14:07 Publikacja: 22.10.2016 11:02

Od Wielkiej Karty Wolności do Brexitu – to ciągłość tradycji

Foto: 123RF

W 1215 r. Anglia przyjęłą Wielką Kartę Wolności, a osiemset lat później Wielka Brytania wystąpiła z Unii Europejskiej. Te dwa wydarzenia łączy pewna tradycja. Karta, wydana jako przywilej królewski, korzystała z wzorów europejskich i angielskiego prawa common law. Obiecywała przywrócenie starych praw, poddanie króla prawu, proces z ławą przysięgłych. Chroniła każdego wolnego poddanego, tj. baronów, rycerstwo, mieszczan i wolnych chłopów, przed aresztowaniem i skazaniem bez wyroku sądowego. To była unikalna ochrona na tle Europy. Gwałcenie postanowień Karty przez króla skutkowało wypowiedzeniem mu posłuszeństwa, a jej prawomocność wypływała z boskiego prawa moralnego gwarantującego pokój i sprawiedliwość.

Kartę rozesłano w odpisach do wszystkich ziem Anglii i deponowano dla bezpieczeństwa w opactwach i klasztorach. Od 1225 r. otwierała ona Księgę Ustaw Królewskich. Wydana w obecności parlamentu w 1297 r., potwierdzana była odtąd jedynie słownie. W Anglii trzy jej postanowienia uważa się ciągle za obowiązujące. Stanowi symbolicznie pierwszy dokument jej niespisanej do dziś konstytucji.

Tradycja wolności Anglii to historia suwerennego decydowania o swym losie. Od unii ze Szkocją w 1603 r . Wielka Brytania zawsze była przywiązana do swojej prowincjonalnej samorządności, bez w przeciwieństwie do kontynentu, silnej władzy centralnej opartej na armii i biurokracji. Wraz z podobną jej strukturą samorządności Rzeczpospolitej Szlacheckiej były jedynymi w Europie krajami o nieprzerwanej tradycji parlamentarnej, świadomomymi podmiotowości obywateli, z „miękkim przymusem tradycji, kultury, obyczaju".

Integracja europejska zaczęła kiełznać Wielką Brytanię gorsetem biurokratycznym. Brytyjska tradycja wolności zderzyła się z centralistyczną tradycją kontynentu, choć elity finansowe wiązały z Unią duże nadzieje, a kosmopolityczne liberalno-lewicowe traktowały ją jako narzędzie realizacji ideologicznych celów globalnych.

Brytyjczycy po wejściu do Wspólnego Rynku w 1971 r. szybko porzucili nadzieje na zjednoczenie Europy jedynie dla efektywności ekonomicznej. Ich elity były świadome, iż Unię napędza wizja ogólnoeuropejskiego rządu bez kontroli nieistniejącego europejskiego narodu. Uważali ograniczanie parlamentów narodowych za dysfunkcjonalne, źle służące wolności i powodujące zastój gospodarczy. Taki projekt wywoływał w nich poczucie utraty kontroli nad wspólnotowym losem. Przyszedł Brexit.

W odpowiedzi na Brexit, wraz z postępującą utratą wartości projektu Unii w oczach Europejczyków, jej elity wyszły z postulatem dalszego jej „pogłębiania". Strategiczne przedefiniowanie projektu Unii wydaje się dla Europejczyków beznadziejnym wyzwaniem. Brexit był angielską próbą takiego przedefiniowania z zewnątrz. Anglia już raz wymyśliła siebie na nowo w XV w., po wypchnięciu jej z kontynentu. Zdefiniowała się wówczas jako globalne mocarstwo morskie. Każdy naród szuka bowiem zabezpieczeń przed podporządkowaniem strategii wymyślanej przez innych i w konsekwencji utratą sterowności.

Ostrzeżenia o katastrofie ekonomicznej nie powstrzymały Brytyjczyków. Potraktowali je jako głos zglobalizowanych elit broniących swoich interesów. Uznali, że sojusz zwany Unią Europejską nie działa, ponieważ jego trwanie zależy od wspólnych celów i korzyści, a te stały się niejasne. Brytyjska odpowiedź na kryzys to zawsze walka, nie ucieczka. Do tego potrzebne było odrodzenie narodowej suwerenności, traktowanej w Unii jako anachronizm wobec wyzwań ekonomicznej globalizacji. Tymczasem Adam Smith, ojciec nowoczesnej ekonomii, wiedział, że o pomyślności kraju decyduje podtrzymywanie wolnych „praw i instytucji" i miłość do swojego świata.

To wolnościowa kultura demokratyczna stworzyła potęgę Wielkiej Brytanii, solidarność pokoleniową i heroizm w ich obronie. Odrzuciła logikę dominującego w Unii prymitywnego ekonomizmu. W czasie drugiej wojny światowej premier Winston Churchill dostrzegł w budżecie brak wydatków na kulturę. „Jest wojna", usłyszał w odpowiedzi. „To właściwie po co prowadzimy te wojnę?" – zapytał. Wiedział, że to również kultura decyduje o sile. Brytyjczycy zauważyli, że ich samorządność demokratyczna i styl życia zanikają i nic ich w Unii nie zastępuje, tracą jednocześnie możliwość wpływu. To fenomen, jak zauważył Edmund Burke w XVIII w., miłości do kraju, który wtedy jedynie jest jej wart, jeśli jest w nim piękno skutkujące poświęceniem. To istota patriotyzmu, wyklętego słowa w nowomowie unijnej. Brexit to bunt zwykłych ludzi w imię kultury państwa narodowego jako wartości oddanej na rzecz prawdziwego uniwersalizmu Europy, to protest przeciw technokratycznemu projektowi elit globalnych. Czy na taki bunt w Europie nie jest za późno? Na to pytanie nie ma odpowiedzi, lecz być może w nim cała dla Europy nadzieja.

Autor jest profesorem na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego

W 1215 r. Anglia przyjęłą Wielką Kartę Wolności, a osiemset lat później Wielka Brytania wystąpiła z Unii Europejskiej. Te dwa wydarzenia łączy pewna tradycja. Karta, wydana jako przywilej królewski, korzystała z wzorów europejskich i angielskiego prawa common law. Obiecywała przywrócenie starych praw, poddanie króla prawu, proces z ławą przysięgłych. Chroniła każdego wolnego poddanego, tj. baronów, rycerstwo, mieszczan i wolnych chłopów, przed aresztowaniem i skazaniem bez wyroku sądowego. To była unikalna ochrona na tle Europy. Gwałcenie postanowień Karty przez króla skutkowało wypowiedzeniem mu posłuszeństwa, a jej prawomocność wypływała z boskiego prawa moralnego gwarantującego pokój i sprawiedliwość.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Co dalej z podsłuchami i Pegasusem po raporcie Adama Bodnara
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem