Ze względu na tę rzymską postawę zdecydowałem się na tytuł „Rzymianie w Trybunale Konstytucyjnym". Stosując wówczas przenośnię, nie miałem nadziei, że wkrótce prawdziwi Rzymianie dotrą do TK. Rzymianami bowiem na naszych wydziałach prawa powszechnie nazywa się nauczających prawa rzymskiego. I oto 8 października 2015 r. w Sejmie na sędziów TK wybrano dwie osoby, które stopnie naukowe uzyskały dzięki zajęciu się prawem rzymskim: Bronisława Sitka i Andrzeja Sokalę. Pierwszego rekomendowało PSL. Drugi starał się wcześniej o wybór z ramienia Samoobrony, tym razem jego kandydaturę skutecznie zgłosił SLD. Nie pierwszy raz do TK doszedł ktoś przez naukę prawa rzymskiego. Funkcję sędziego pełnił w latach 1993–1998 Błażej Wierzbowski, którego rozprawa doktorska omawiała treść władzy ojcowskiej w rzymskim prawie poklasycznym.
Bronisławowi Sitkowi szlify akademickie przyniosły dwie prace. Doktorat poświęcił skargom popularnym, czyli powództwom, które w interesie publicznym mógł wnieść każdy. Badał ich konstrukcję i znaczenie na przełomie republiki i pryncypatu, tj. w okresie intensywnych zmian rzymskiego prawa publicznego, a zarazem największego rozkwitu i dojrzewania prawa prywatnego. Samodzielność naukową przyniosła mu rozprawa o pojęciu sprawiedliwości w konstytucjach cesarskich Dioklecjana i Konstantyna, a więc na przełomie III i IV w.: w dobie najpierw gwałtownego prześladowania chrześcijaństwa, a potem ogłoszenia wobec niego tolerancji.
Andrzej Sokala napisał doktorat o tym, jak prawo i społeczeństwo rzymskie podchodziły do stręczycielstwa. Tytułowe lenocinium to głównie prowadzenie domu publicznego, ale i przypadki pomocnictwa do cudzołóstwa. Praca ograniczała się do dyskusji o kwestiach związanych z pierwszym znaczeniem technicznego terminu łacińskiego. Podobna była habilitacja – dotyczyła nierządu, tyle że z perspektywy prostytutki. Autor zajął się jej pozycją w prawie rzymskim.
Rozmaite bywają, jak widać, tematy poszukiwań romanistycznych i różnej wagi przedmioty zainteresowań. Już samo zestawienie zagadnień poruszonych przez osoby wybrane na sędziów TK z zadaniami, jakie się im stawia, pokazuje, że wiedzy prawniczej nie można utożsamiać z zajmowaniem się prawem obowiązującym. Dziś jest to oczywiste w Polsce, ale wielokrotnie zostało potwierdzone wyborami do innych sądów konstytucyjnych. Dodajmy, że w nauce prawa rzymskiego trwa poważna dyskusja, czym i jak powinna się ona zajmować. Czy być sobie np. historykami prawa, czy raczej prawnikami świadomymi historycznego rozwoju prawa. Wybór nowych sędziów to ciekawy sygnał.
Z pewnością ze swych zainteresowań naukowych nowo wybrani mają szansę wynieść inspirację nieprzemijającymi wartościami prawa rzymskiego: nie powinniśmy źle korzystać z naszego prawa; nie wszystko, co dozwolone, jest godziwe; prawo jest sztuką tego, co dobre i sprawiedliwe, wypełniane natomiast zbyt drobiazgowo potrafi się przerodzić we własne przeciwieństwo. Jak pojmowanie choćby tych tylko zasad wpłynie na trybunalskie prace nowo wybranych? Będziemy śledzić z uwagą. Już jednak refleksja o oddziaływaniu tradycji prawnej wzbogaciła się o pytanie, czy i jak zajmowanie się prawem rzymskim ukształtowało pojmowanie tych zasad przez nowo wybranych: co godziwe, co sprawiedliwe i gdzie są granice korzystania z prawa?