Planowane zmiany w sądownictwie budzą ostatnio spore emocje nie tylko samego środowiska sędziowskiego, ale też mediów i opinii publicznej. Wśród wielu pojawiających się projektów duże zainteresowanie budzi kwestia jawności oświadczeń majątkowych sędziów. W sprawie wypowiadają się zarówno publicyści i politycy, jak i sami sędziowie. Znamienne były ostatnio zwłaszcza wypowiedzi ministra Zbigniewa Ziobry, który dziwił się, dlaczego sędziowie opierają się publikacji oświadczeń majątkowych, oraz europosła i byłego sędziego Janusza Wojciechowskiego, który doszedł nawet do przewrotnego wniosku, że jawność oświadczeń majątkowych zwiększy bezpieczeństwo sędziów.
Cel „dobrej zmiany"
Aby dalsze rozważania były zupełnie jasne, warto na początku przedstawić stan obecny i proponowane zmiany wraz z uzasadnieniem. Otóż – zapewne wbrew obiegowej opinii – nie jest tak, że sędziowie ukrywają swoje majątki. Od wielu lat funkcjonuje bowiem procedura składania oświadczeń, w których corocznie podają swój stan majątkowy. Zmiana polega jedynie na sposobie ich ujawniania. O ile dotychczas oświadczenia były składane prezesom apelacyjnym oraz urzędom skarbowym, teraz mają być publikowane w internecie.
Czemu ma służyć ta „dobra zmiana"? Uzasadnienie ostatecznego projektu ustawy w wersji przyjętej przez rząd jest cokolwiek lakoniczne. Zdaniem projektodawcy wprowadzenie jawności oświadczeń majątkowych sędziów ma wzmocnić zaufanie do sądów jako instytucji oraz do samych sędziów. I tyle. Żadnej pogłębionej refleksji ani wyjaśnienia, w jaki sposób internetowe obwieszczenia miałyby wpłynąć na osiągnięcie zakładanego celu. A już w ogóle nie uzasadniono, dlaczego pierwotny projekt przewidujący ujawnianie oświadczeń na wniosek zainteresowanego zastąpiono powszechną publikacją internetową. Cóż, najwyraźniej założono, że skoro sygnujący projekt minister sprawiedliwości tak zakłada, to tak musi być i kropka.
W jaki jednak sposób mogłoby do tego dojść? Czy rzeczywiście obywatel, który pozna w internecie stan majątku sędziego, nabierze do niego większego zaufania, czy może wręcz przeciwnie? Obywatel, który jest przekonany o wszechobecnej korupcji czy układach, i tak przecież uzna, że jeśli majątek sędziego jest zbyt mały w stosunku do zakładanej kwoty łapówek, to część majątku została ukryta, bo przecież każdy głupi wie, że nie ujawnia się majątku ze źródeł nielegalnych. Z kolei gdyby trafił się akurat sędzia z większym majątkiem – byłoby to potwierdzeniem tezy o powszechnej korupcji. W przypadku zatem obywateli podejrzliwych zakładany cel na pewno nie zostanie osiągnięty.
Minister dobrze to wie
W pozostałych przypadkach nie bardzo wiadomo, na co – poza prozaicznym zaspokojeniem ludzkiej ciekawości – miałyby się przydać obywatelowi informacje o majątku sędziego. Lepiej być sądzonym przez sędziego posiadającego duży majątek czy ubogiego, który niczego istotnego się nie dorobił? Ten bogaty może być przecież z miejsca uznany za łapownika, a ten mniej zamożny – za utracjusza, który wszystko przehulał, albo za oszusta, który zgromadzony nielegalnie majątek ukrywa. Tak czy inaczej, nie wydaje się, aby zakładany oficjalnie podstawowy cel nowelizacji mógł być w ten sposób osiągnięty.