Reakcją na ten problem jest też ostatni wyrok Sądu Najwyższego w procesie między Romanem Giertychem a wydawcą portalu fakt.pl, o przeprosiny za komentarze pod tekstem nafaszerowane wulgarnymi wpisami na temat Giertycha.

To już piąty wyrok w tej dość długo trwającej sprawie (drugi SN) i choćby to pokazuje, że kwestia odpowiedzialności za hejty nie jest prosta, a stanowiska są podzielone.

Jedni twierdzą, i to stanowisko konsekwentnie przyjmował Sąd Apelacyjny, że udostępnienie portalu dyskusyjnego użytkownikom sieci nie może być podstawą uznania odpowiedzialności administratora za publikowanie tam szkalujących treści na innej podstawie niż art. 14 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną (implementuje on dyrektywę o handlu elektronicznym). Stanowi on, że portal hostingowy nie ponosi odpowiedzialności, jeżeli nie wie o bezprawnym wpisie, a po otrzymaniu wiadomości o tym zablokuje do niego dostęp lub go usunie. Regulacje kodeksu cywilnego o ochronie dóbr osobistych, w tym dobrego imienia, są wyłączone. Sąd Najwyższy powiedział inaczej: nie są wyłączone, co więcej, w sporze sądowym to administrator strony internetowej, a nie poszkodowany musi dowieść, że nie wiedział o wpisach, zanim został o nich powiadomiony. Jeśli wiedział – odpowiada, jeśli nie wiedział – nie odpowiada. Od razu powiedzmy, że taki dowód może być trudny. Fakt.pl, przy którym jesteśmy, miał system antyspamowy odsiewający 1/3 niewłaściwych wpisów oraz kilku moderatorów ręcznie usuwających niedopuszczalne posty. I to nie wystarcza. Rozwiązaniem może byłby szczelny system, ale wymagałby armii moderatorów.

Czy wtedy byłaby jeszcze na portalach wolność wypowiedzi, w każdym razie, ile by na tym straciła? To rzeczywisty problem. W związku z tym wielu zapyta: po co te dylematy? Mamy przecież system: poszkodowany zawiadamia, post jest usuwany i po sprawie. Otóż nie jest po sprawie. Poszkodowany postem może nawet o nim nie wiedzieć, może nawet nie mieć internetu, a być oszkalowany. Nawet jeśli ostrze internetowych wpisów stępia się w masie spamu, to pozostaje problem ochrony istotnych dóbr osobistych oraz zadośćuczynienia za ich naruszenie.

Wyrok SN przypomina o tym prawie.