To się jednak zmieni. Rząd postanowił bowiem, że już od 1 października kobiety decydujące się na aborcję będą rejestrowane. Dane o miejscu urodzenia, numer identyfikacyjny, obywatelstwo oraz stan cywilny trafią do bazy danych zarządu ds. opieki zdowotnej. W archiwum uwieczni się także namiary o wieku, zaawansowaniu ciąży, metodzie jej usunięcia, gminie zamieszkania, ilości dzieci i wcześniejszych aborcjach. Do tej pory informacja związana z przeprowadzeniem aborcji była wyłączona z narodowego rejestru pacjentów, do którego na bieżąco wprowadza się wszelkie dane o zakończonych kuracjach i terapiach.
Minister zdrowia tłumaczy, że dzięki uchyleniu wyłączenia udostępni się fakty o aborcji dla badań naukowych. Wiedza ta z kolei przyczyni się do rozwinięcia i zoptymalizowania opieki medycznej. Gabriel Wikström z Zarządu Opieki Zdrowotnej podkreśla , że dzięki temu możliwe będą analizy czynników ryzyka i komplikacji poaborcyjnych, takich jak krwawienia czy infekcje. Utajnienie informacji o pacjencie, implementowane kilka lat wcześniej wbrew protestom lekarzy i położnych, to ewidentnie wykluczało.
Wprowadzenie rozporządzenia ma także odstygmatyzować aborcję. Zdaniem Wikströma bowiem aborcja to dokładnie takie samo działanie jak inne typy leczenia i opieki nad chorymi i powinny nią rządzić podobne przesłanki. Wówczas staje się logiczne, że kobiety chcące usunąć ciążę będą stawiały równie wysokie wymagania jak w innych formach terapii.
Retoryka Wikströma o woli sygnalizowania, że aborcja to zabieg jak każdy inny, wzruszająco przypomina sformułowania ministra zdrowia. Także Szwedzkie Stowarzyszenie Edukacji Seksualnej wpisuje się w podobną logikę. Według organizacji z rejestrowania kobiet zrezygnowano kilka lat wcześniej, by uczynić zabieg mniej stygmatyzującym. Tymczasem stało się odwrotnie. Aborcja stała się czymś mistycznym, podczas gdy stanowi jeden z najpowszedniejszych działań, którym kobiety się poddają –uważa szefowa stowarzyszenia. Wprowadzenie rozporządzenia nie satysfakcjonuje jednak wszystkich. Klauzula wyłączająca rejestrację symbolizowała do tej pory ochronę prawa kobiet do wolnej aborcji. Jeżeli się wyjątek likwiduje, to budzi to niepokój. Traktuje jako zamach na prawa.
Prowadzeniu statystyki przeciwstawiają się związki kobiet socjaldemokratek i Centrum. Organizacje wyrażają obawę, że rejestr nie służy tym niedoszłym matkom, które sobie nie życzą, by ktoś niepowołany dowiedziedział się o intymnych szczegółach z ich życia. Może to być szczególnie niebezpieczne dla migrantek dorastających w kulturze ochrony honoru rodziny. Nie mówiąc o tym, że zdarzały się przecieki. W Kalmarze wyszła niedawno na jaw informacja o 400 zabiegach przerwania ciąży.