Rz: Był pan jednym z głównych organizatorów 28. Ogólnopolskiej Spartakiady Prawników Lublin 2017. Jak się udała?
Arkadiusz Bereza: Myślę, że pod każdym względem. Do udziału w zawodach zgłosiło się ponad 550 zawodników. Spośród nich około 10 proc. mieszka w Lublinie i okolicach, ale pozostali przyjechali z różnych zakątków kraju. Silne reprezentacje wystawił Wrocław, Poznań i jak zawsze Warszawa. W wielu przypadkach uczestnicy odwiedzili przy okazji miasto, w którym w przeszłości studiowali prawo. To bardzo cieszy. Zawodnicy rywalizowali w ponad 70 konkurencjach w różnych kategoriach wiekowych. Od strony sportowej staraliśmy się przygotować spartakiadę jak najbardziej profesjonalnie. Wiele konkurencji odbywało się z wykorzystaniem sprzętu używanego na zawodach rangi mistrzostw Polski. Ale oczywiście taka impreza ma też charakter środowiskowy, więc głos uczestników i dobra atmosfera są ważne. Stąd czasem spontaniczne zmiany programu. Podczas turnieju pływackiego zawodnikom tak udzieliła się atmosfera zawodów, że powołali kilka dodatkowych drużyn do sztafety. Choć konkurencji nie było w planach, to ją zorganizowaliśmy na życzenie tych zawodników. Chciałbym przy tej okazji podziękować wszystkim, którzy pracowali przy organizacji imprezy. Myślę, że dobrze wpisała się w obchody jubileuszu 700-lecia Lublina.
Prawnik może się kojarzyć z człowiekiem raczej mało dynamicznym. Nawet w sądzie zwykle siedzi i stoi, bo nie jest w Polsce przyjęte chodzenie po sali rozpraw. Przełamujecie ten wizerunek?
W zdrowym ciele zdrowy duch. Musimy się czasem oderwać od pracy zawodowej, psychicznie też. Uczestnicy naszej imprezy to najczęściej osoby, które regularnie uprawiają sport, a do spartakiady przygotowywały się dość długo. Wiele z nich co roku pojawia się na kolejnych spartakiadach. Chodzenie po sali rozpraw to styl amerykański. My tego nie robimy w pracy, ale nadrabiamy na naszych zawodach.
A pan co uprawia?