W dość idealistycznym (a przyznam dziś, również bezrefleksyjnym) przekonaniu, że ludzie wykonujący zawody zaufania publicznego, które mają przecież swoje umocowanie aż w konstytucji, opierają się na etosie swojej pracy, etyce, byłem zaszokowany zdarzeniem. Oczywiście rzadko kto pracuje charytatywnie, również przedstawiciele tych szczególnych zawodów. Ich szczególność polega jednak właśnie na tym, że w określonych sytuacjach życiowych podejście biznesowe ustępuje wyższym wartościom, a przynajmniej zwykłej przyzwoitości. Myliłem się srodze.
Szok był jeszcze większy, gdy po powrocie do domu znalazłem w internecie kodeks etyki lekarzy weterynarii, próbując znaleźć potwierdzenie, że owi lekarze złamali obowiązujące zasady. Wertując kolejne jego postanowienia, o zgrozo, nie znalazłem nic, co by obligowało weterynarzy do pomocy rannym zwierzętom w nagłej potrzebie. Dużo było o organizacji, cenach, niewchodzeniu w sobie w paradę. O humanitarnych podejściu do rannych zwierząt – nic. Taki oblig wysnułem dopiero z ustawy o ochronie zwierząt, wywodząc, że nieudzielenie pomocy rannemu zwierzęciu przez osobę, która ma możliwości i wiedzę, aby oszczędzić mu cierpienia, można zakwalifikować jako znęcanie się.
W moim przypadku jednak weterynarz pomocy udzielił, tyle że na komercyjnych zasadach.
To wydarzenie sprowokowało mnie do głębszej refleksji. Od dekad mamy precyzyjnie ułożony świat zawodów zaufania publicznego. Naliczyłem ich 17. Mają one swoje korporacje, przywileje, ale też obowiązki. Czy jednak w zmieniającym się świecie, maksymalnie nastawionym na zysk, ich szczególna rola nie ulega dewaluacji i czy wciąż wszystkie zasługują na to miano?
Oczywiście na podstawie jednej historii trudno o generalny wniosek. Być może moi weterynarze byli jedynie szeregowcami swojej profesji i ocenianie przez ich pryzmat całej populacji byłoby dla innych krzywdzące. Postawa tych ludzi, traktujących zwierzę jak towar, pozbawiona jakichkolwiek pozorów, dała mi jednak do myślenia.
Może to sygnał, aby dobrze przyjrzeć się zawodom zaufania publicznego, przypomnieć im o ich szczególnej roli, misji? Inaczej po co państwu, obywatelom zawody zaufania publicznego, jeśli poza nazwą nic więcej się pod nimi nie kryje?