A to za sprawą liczniej grupy Polaków, którzy wyruszali na codzienne „spacery". Ich trasę wyznaczały istotne punkty poszczególnych miast – w Warszawie okolice ulicy Wiejskiej i Krakowskiego Przedmieścia na wysokości Pałacu Prezydenckiego. Jako spacerowicz uczestniczyłam w dyskusjach, ba, w debatach. Niemało mówiło się o demokracji. Podkreślano, że większość parlamentarna odpowie za swoje uczynki, za każdą przelaną łzę. Wszyscy pójdą siedzieć, a w najlepszym razie staną przed Trybunałem Stanu. Nikt im bowiem nie zapomni tego, co uczynili z Polską.
Dla przeciwwagi jedna ze stacji telewizyjnych, która ma w logo granatowy okrąg i wpisaną w rozwartokątny trójkąt flagę Polski, prowadziła całkiem serio rozmowy o tym, że ledwie po zaprzysiężeniu bezpieka podjęła się rozpracowania Prezydenta. Utworzono jego portret psychologiczny i ustalono, że to ego prezydenta zawetowało dwie ustawy mające uzdrowić wymiar sprawiedliwości. On sam zaś zdradził obóz narodowy i nie wiadomo, co z nim (obozem) będzie dalej.
Nie da się ukryć, że społeczeństwo dojrzało do debaty. Zdaje się ona jednak nie wykraczać poza sferę uprzedzeń, przekonań i emocji. Warto zatem zadać sobie pytanie, czy Polacy są na tyle demokratycznie dojrzali i na tyle prawniczo światli, by dyskusja o trójpodziale władzy lub znaczeniu konstytucji w codziennym życiu była w ogóle możliwa.
W mojej ocenie niekoniecznie i właśnie dlatego aż tylu Polaków, mimo narodowego zrywu, pozostała w domach. Dyskusja nie jest nadto możliwa nie dlatego, że niezbadana siła nie pozwala narodowi zrozumieć stosunkowo prostych zasad (takich jak równowaga czy podporządkowanie). To my, prawnicy, nie potrafimy mówić o sprawach ważnych dla całego społeczeństwa na tyle jasno, aby tzw. przeciętny zjadacz chleba zrozumiał to, co mamy do przekazania.
Łacińskie paremie, zwroty obcojęzyczne, „co do zasady", „reasumując", „konkludując", budowanie zdań wielokrotnie złożonych i żelazna zasada w relacjach z dziennikarzami: nieważne, o co cię pytają, mów swoje – wszystko to powoduje, że nie trafiamy do adresata, lecz wyłącznie łechcemy nasze ego. Ego – to należy podkreślić – i tak wielkie.