Zaczniemy cytatem z Herberta Spencera, który pomimo upływu lat jest aktualny: „Głównym pytaniem, jakie zawsze powinien sobie zadawać mąż stanu, jest takie oto: Jaki typ ustroju społecznego zamierzam wytworzyć? Wszelako jest to pytanie, jakiego on sobie nigdy nie stawia. Mamy zamiar roztrząsnąć je tutaj za niego".
Niestety, obecny minister sprawiedliwości zamiast tego pytania zadał sobie inne. Co tu zrobić, aby wygrać kolejne wybory, i jak się przypodobać społeczeństwu? Wybór padł na biednych, bo to zawsze wdzięczny temat, a 2 miliony osób to znaczny elektorat. To jednak było mało i dodał młodych i seniorów oraz rodziny wielodzietne. Ich liczba robiła już wrażenie, więc na tym poprzestał.
Nadto minister stwierdził, że wolne społeczeństwo nie zasługuje na profesjonalną pomoc prawną, jedynie na jej pozory. Dlatego też postanowił powierzyć nieprofesjonalistom świadczenie pomocy prawnej, bo jeszcze społeczeństwo się wyedukuje i pozna swoje prawa. Znachorami mianował niedoświadczonych prawników, pracowników organizacji pozarządowych. Za ok. 35 proc. stawki adwokata/radcy mają świadczyć pomoc prawną, a resztę, czyli ok. 65 proc., oddać na koszty organizacji pozarządowych, czyli dyrektorów i ich asystentów, którzy z celem ustawy nie mają nic wspólnego. Taki podział kosztów deklarują w swoich opracowaniach same organizacje. Swoją drogą ciekawe, czy znachorzy będą zatrudnieni na umowach śmieciowych, bo jeśli na umowach o pracę, to obawiamy się, że stawka 63 zł (z VAT) za godzinę jest niewystarczająca.
Profesjonalista nie ma pojęcia
W dodatku to politycy będą decydować, który elektorat skorzysta z pomocy adwokata/radcy prawnego, a który będzie zdany na niedoświadczonych prawników. Uprawniony nie dostanie wyboru i miejsce zamieszkania postawi go w sytuacji gorszej lub lepszej. Czy to jest sprawiedliwe, ministrze?
Przypuśćmy nawet, że uprawniony ma szczęście i w jego rejonie kantorek z poradami obsługuje adwokat. Niestety, jest on specjalistą od prawa rodzinnego, a sprawa dotyczy ubezpieczeń społecznych i prawa pracy. Jego dyżur to dwa kolejne dni, potem przychodzi radca, ale on też się nie zna na prawie ubezpieczeń społecznych i prawie pracy. Co wtedy? Uprawniony nie otrzyma pomocy? Przecież adwokat/radca nie udzieli porady prawnej, jeśli o danej dziedzinie nie ma pojęcia. My, profesjonaliści, jesteśmy osobami odpowiedzialnymi, tym bardziej że na co dzień ponosimy ryzyko błędnej porady. Nie sposób zrozumieć, dlaczego rzekomy praktyk radca prawny piszący ustawę nie rozumie realiów dzisiejszego rynku usług prawnych, na którym nie ma już od dawna prawników od wszystkiego. Przyrównując to do lekarzy: czy można od chirurga naczyniowego wymagać, aby leczył alergię? To po prostu niepoważne i świadczy o lekceważeniu obywateli przez ministra sprawiedliwości.