Trybunał Konstytucyjny nie zacznie działać lepiej poprzez zastąpienie dotychczasowych asystentów sędziów innymi osobami.

Trybunał Konstytucyjny nie zacznie działać lepiej poprzez zastąpienie dotychczasowych asystentów sędziów innymi osobami. Zwłaszcza tymi, które wprawdzie wiedzą, jak wygląda sala sądowa, ale nie znają specyfiki działalności sądu konstytucyjnego – uważają wieloletni asystenci sędziów TK.

Aktualizacja: 26.06.2016 09:56 Publikacja: 25.06.2016 14:00

Marta Bogacz

Marta Bogacz

Foto: Fotorzepa

Coraz więcej komentatorów i ekspertów zabiera głos w dyskusji o funkcjonowaniu polskiego sądu konstytucyjnego. Dyskusja jest konstruktywna, gdy jej uczestnicy – poza własną intuicją oraz doświadczeniem życiowym – mają merytoryczne rozeznanie w kwestii, w której zabierają głos.

Artykuł prof. Antoniego Bojańczyka „Asystentura w TK – prestiżowy epizod prawniczy" („Rzecz o Prawie z 1 czerwca) dotyczy istotnego zagadnienia, bo funkcjonowania służby prawnej TK, sprawia jednak wrażenie pisanego nie tylko bez głębszego zastanowienia, ale też niepopartego szerszą wiedzą o komentowanym temacie.

Tezy bez poparcia

Autor dostrzega u „pacjenta" – Trybunału Konstytucyjnego, niepokojący objaw: rozwlekłość uzasadnień. Diagnozuje chorobę, której jest symptomem – „asystentozę" – i wskazuje patogen: długotrwale zatrudnionych, teoretyzujących asystentów.

Następnie wystawia receptę na środki, które ? jego zdaniem ? do uleczenia owej choroby doprowadzą. Po pierwsze, pisanie uzasadnień samodzielnie przez sędziów TK, po wtóre, zastąpienie lub zasilenie praktykami (sędziami, prokuratorami, adwokatami) dotychczasowych asystentów, po trzecie zaś – skrócenie do maksymalnie półtora roku asystentury, która następnie powinna otwierać drogę do „wykonywania dalszych istotnych funkcji w wymiarze sprawiedliwości".

Z tekstu nie wynika, co doprowadziło autora do postawienia tych tez: własne doświadczenie, relacje osób zatrudnionych w Biurze TK, analiza obowiązków asystentów sędziów określonych aktem wewnętrznym (do którego autor, co podkreśla, nie dotarł) czy inne czynniki? Wnosić więc można, że asumptem do napisania artykułu była lektura jednego wyroku TK.

Autor zarzuca, że „patologiczny" styl orzeczeń TK wynika z przygotowywania ich uzasadnień przez „prawniczy aparat usługowy". Wypada zatem poinformować prof. Bojańczyka, że dawniej, kiedy na członka TK przypadało kilka, kilkanaście spraw rocznie, rola asystenta sprowadzała się do sporządzania streszczenia stanowisk uczestników postępowania, zebrania tzw. materiału normatywnego, orzecznictwa i literatury oraz różnorakich prac analitycznych. Liczba spraw przypadających na każdego sędziego wzrosła jednak wielokrotnie (np. w 1997 r. wpłynęło do TK 66 spraw, a w 2015 r. – 623), podobnie jak liczba orzeczeń (np. w 1997 r. TK wydał 37 wyroków i uchwał w sprawie powszechnie obowiązującej wykładni ustaw oraz 38 postanowień, a w 2015 r. ? 63 wyroki i 914 postanowień w postępowaniu merytorycznym oraz w toku wstępnej kontroli skarg i wniosków).

Jak wiadomo, dobra organizacja pracy prawniczej wymaga jej podziału, tak by – w zależności od kompetencji i zakresu odpowiedzialności – na kolejnych szczeblach wyjaśniać coraz bardziej skomplikowane zagadnienia i na koniec mecenasowi czy prokuratorowi występującemu przed sądem albo sędziemu wydającemu wyrok pozostawić decyzje strategiczne oraz sposób ich realizacji. W biurze TK jest podobnie. Sędziowie sprawozdawcy przygotowują propozycje rozstrzygnięć i projekty orzeczeń, korzystając z pracy wybranych przez siebie asystentów, Zespołu Wstępnej Kontroli Skarg Konstytucyjnych i Wniosków, Zespołu Orzecznictwa oraz Sekretariatu.

Nie może to dziwić. Tak samo prokuratorzy korzystają z pomocy policji, lekarze z pomocy pielęgniarek, a himalaiści z pomocy tragarzy. Nie tyle więc „miażdżąca większość uzasadnień jest przygotowywana przez sprofesjonalizowany aparat prawniczy", ile praca asystentów (a szerzej: ogółu pracowników Biura TK) pozwala sędziom skupić się na meritum rozpoznawanej sprawy, wypracować porozumienie składu orzekającego w odniesieniu do konkretnego problemu konstytucyjnego oraz wydać werdykt opatrzony wyjaśnieniem uczestnikom postępowania oraz pozostałym czytelnikom motywów, które doprowadziły sąd konstytucyjny do takiego, a nie innego rozstrzygnięcia (zob. dostępny na stronie internetowej TK „Komunikat w sprawie trybu prac przygotowawczych do wydania wyroku").

Na podkreślenie zasługuje, że – jak wynika z 29 raportów krajowych przedstawionych na konferencji asystentów sądów konstytucyjnych (The role of Assistant–Magistrates in the jurisdiction of constitutional courts, Bukareszt, 31 maja – 1 czerwca tego roku) – przyjęty w TK tryb pracy nad propozycjami rozstrzygnięć oraz model wsparcia sędziów w ich pracy są powszechnie przyjęte w innych sądach konstytucyjnych. Zalecana przez prof. Bojańczyka samodzielna praca sędziego TK na każdym etapie i nad każdym elementem orzeczenia byłaby więc ewenementem, doprowadziłaby do istotnego spowolnienia pracy, a w istocie oznaczałaby paraliż TK.

Nie każdy problem ma krótkie rozwiązanie

Profesor Bojańczyk przyznaje, że do lektury 170-stronicowego orzeczenia TK „zmusiły" go okoliczności zawodowe. Przy częstszej lekturze orzeczeń dostrzegłby on jednak, że podana objętość jest skrajna. Tak obszerne orzeczenia można w 30-letniej historii TK zliczyć na palcach rąk jednego asystenta, pisanie zatem o uzasadnieniach „idących w setki stron i bijących rozmiarami niektóre monografie prawnicze" ociera się o publicystyczną nierzetelność, a określenie orzecznictwa TK mianem „logorei" („bezładnego potoku słów występującego w niektórych zaburzeniach psychicznych" – zob. http://sjp.pwn.pl/sjp/slowotok;2521906.html) wydaje się mało eleganckie.

Ponieważ autor nie podał sygnatury sprawy, można się tylko domyślać, że inkryminowane orzeczenie jest wielowątkowym rozstrzygnięciem, zapadłym w sprawie, w której wystąpiło wielu uczestników postępowania, i w której sformułowano wiele zarzutów wobec licznych przepisów i powołano liczne „wzorce kontroli" (przepisy wyższej rangi, przede wszystkim konstytucji).

Każdy chciałby otrzymać rozwiązanie problemu konstytucyjnego na kilku, kilkunastu stronach, ale objętość uzasadnienia jest pochodną żądań inicjatora postępowania i jego pozostałych uczestników oraz liczby i stopnia komplikacji przedstawionych problemów konstytucyjnych. Również rozstrzyganie spraw w pełnym składzie i związane z tym merytoryczne zaangażowanie większej liczby sędziów zawsze wpływa na objętość uzasadnienia. Dostrzeżenie tego wymaga jednak nieco głębszej znajomości orzecznictwa TK.

Profesor Bojańczyk postawił zarzuty nie tylko orzeczeniom TK i asystentom sędziów TK, lecz także Biuru TK i przyjętym zasadom zarządzania zasobami ludzkimi, w tym rekrutacji. Zapomniał (nie wiedział?) jednak, że zasady zatrudniania obowiązujące w TK są określone ustawą o pracownikach urzędów państwowych (odnoszącą się ponadto m.in. do Kancelarii Prezydenta RP, Sejmu i Senatu), nieprzewidującą ogłoszeń o wolnych stanowiskach pracy ani komisji przeprowadzających nabór. Mimo to dostęp do stanowisk w służbie prawnej TK mają wszyscy potencjalnie zainteresowani, w tym przedstawiciele zawodów prawniczych i osoby z innych miast. Wydaje się, że profesor prawa, szczególnie specjalizujący się w prawie karnym, nie powinien bez przedstawienia dowodów sugerować, iż dotąd nabór do tej pracy „nie był oparty na uczciwych zasadach obowiązujących w praworządnym państwie". Asystenci, pracujący jako bezpośrednie zaplecze sędziów są dobierani przez nich albo spośród osób znanych im z innej aktywności zawodowej (np. spośród współpracowników z innych instytucji czy przedstawicieli wolnych zawodów), albo spośród osób już zatrudnionych w Biurze TK. To, że Biuro TK proponuje nowym sędziom rutynowanych pracowników (czyli „mających duże doświadczenie i wprawę w wykonywaniu czegoś" – zob. http://sjp.pwn.pl/szukaj/rutynowany.html) jest rozwiązaniem właściwym, zwłaszcza że jest to tylko propozycja i każdy sędzia TK może zdecydować o współpracy z osobami „sprowadzonymi" przez siebie, również ze świata praktyki prawniczej.

Zapewnia to – w połączeniu ze stopniową wymianą sędziów TK – zarówno wykorzystanie wypracowanych mechanizmów pracy jak i wprowadzenie do Biura TK nowych osób, mających wysokie kwalifikacje, w tym potwierdzone pracą na uczelni i często stopniem naukowym. Sędziowie TK nie są „skazani" na narzucony im „aparat" lecz ? wyróżniając się wiedzą prawniczą oraz doświadczeniem życiowym i zawodowym ? dokonują wyboru swoich współpracowników świadomie, spośród osób odpowiadających im pod względem merytorycznym i osobowościowym.

Ustawodawca może w przyszłości, wzorem np. ustawy o Prokuratorii Generalnej Skarbu Państwa, określić wymagane kwalifikacje kandydatów do pracy w służbie prawnej TK, jak również gwarancje zawodowe dla prawników, odchodzących z tej pracy (choć ostatnio zlikwidował możliwość przystąpienia do egzaminu sędziowskiego). Sam autor zauważa wszakże, że postępowanie rekrutacyjne nie powinno być zbyt sformalizowane i ostatnie słowo w kwestii doboru bezpośredniego współpracownika „powinno i musi" należeć do sędziego. Czyli tak jak jest obecnie. Poddanie służby prawnej TK rygorom ustawy o służbie cywilnej (przewidującej ogłoszenia o wolnych stanowiskach pracy i komisje przeprowadzające nabór), stawiałoby zresztą pod znakiem zapytania nie tylko swobodę wyboru współpracowników przez sędziów TK, ale i dalsze propozycje autora.

Posada na półtora roku

Profesor Bojańczyk, domagając się transparentności procesu rekrutacyjnego, wskazuje (abstrahując od różnic między amerykańskim Sądem Najwyższym i polskim TK), że na jedno wolne stanowisko asystenckie zgłasza się w USA nawet 250–350 osób. Wydaje się jednak co najmniej trudne do przeprowadzenia, by polscy sędziowie co półtora roku (co przecież postuluje autor!) wybierali w ten sposób współpracowników, których ? w ciągu dziewięcioletniej kadencji – „przewijałoby się" w tej sytuacji przez Trybunał ponad półtorej setki.

Autor przeczy sobie, bo z jednej strony wskazuje, że praca ekspercka powinna być prestiżowym i dobrze płatnym zajęciem, z drugiej zaś zdaje się piętnować zarobki pracowników Biura TK, gdy z „bardzo trudną sytuacją na rynku pracy prawniczej" zestawia ? nie podając źródła – hipotetyczne, pokaźne wynagrodzenie „na wejściu" (nie podaje jednak, czy inkryminowana kwota to brutto czy netto, z dodatkiem za staż pracy czy bez, czy otrzymuje ją każdy nowy pracownik, czy też tylko osoby z długoletnim doświadczeniem zawodowym i stopniem naukowym).

Stabilizacja jest potrzebna

Praca asystenta sędziego TK jest najbardziej zbliżona do pracy naukowej (analiza stanu prawnego, poglądów doktrynalnych, orzecznictwa, formułowanie i udowadnianie tez), stąd, w sposób naturalny, przyciąga osoby o takich predyspozycjach. Część z nich, skupiona na pracy dla Trybunału Konstytucyjnego, nie podejmuje dodatkowej pracy naukowej. Inni – łącząc pracę w Biurze TK z karierą uczelnianą ? zdobywają stopnie naukowe. Wbrew twierdzeniu autora, nie oznacza to izolacji „w wieży z kości słoniowej", ani „zamkniętego obiegu myśli prawniczej", bo w rzeczywistości niemała część asystentów (zgodnie z prawem i za zgodą zwierzchników) publikuje prace naukowe w profesjonalnych czasopismach lub prowadzi zajęcia na macierzystych uczelniach. Ich kompetencje podlegają wówczas wszechstronnej ocenie.

Postulat większego zaangażowania doświadczonych praktyków jest interesujący, ale jego autor nie dostrzega najwyraźniej, że praca asystenta sędziego TK ? z istoty rzeczy mająca charakter pomocniczy, wspierający – raczej nie jest interesująca dla sędziego czy prokuratora – zwłaszcza że nie daje żadnych przywilejów. Można wątpić, że wielu sędziów albo prokuratorów zrezygnuje ze swej służby, by „prestiżowo" zamiast stanu spoczynku wypracować ZUS-owską emeryturę. Ich delegowanie (urlopowanie?) przez prezesów sądów albo przełożonych prokuratorów również jest dyskusyjne.

Podobnie można wątpić, że adwokat czy radca prawny porzuci ? na proponowane przez autora półtora roku ? prosperującą praktykę. Można natomiast przyjąć, że dla części absolwentów aplikacji korporacyjnych, niemających możliwości utrzymania się na niewątpliwie trudnym rynku usług prawniczych praca asystencka mogłaby być pociągająca. Tyle że oni, po pierwsze, raczej nie wniosą do TK tak podkreślanego przez autora doświadczenia praktycznego, a po wtóre, praca na umowach czasowych (półtorarocznych) albo wręcz na umowach cywilnoprawnych nie będzie dla nich atrakcyjna, gdyż nie zapewnia elementarnej stabilności.

Stabilizacja zatrudnienia w służbie prawnej TK, zdaniem prof. Bojańczyka naganna, jest w naszym przekonaniu istotną wartością, dzięki której ? mimo niepodlegania ustawie o służbie cywilnej ? w Biurze TK osiągnięty zostaje jej podstawowy cel: profesjonalne, rzetelne, bezstronne i politycznie neutralne wykonywanie zadań. Jednym z wniosków ze wspomnianej konferencji był zresztą taki, że długoterminowe zatrudnienie asystentów pozytywnie wpływa na stabilność i spójność orzecznictwa; ze względu na kadencyjność funkcji sędziego konstytucyjnego asystenci zapewniają pamięć instytucjonalną, a ich doświadczenie usprawnia pracę sędziów. Właściwe jest zatem, że sędziowie TK „dziedziczą" sprawdzonych i wypróbowanych asystentów. Podkreślić także trzeba, że pracownicy służby prawnej nie cieszą się żadnymi przywilejami stabilizującymi ich zatrudnienie ? odnoszą się do nich ogólne zasady kodeksu pracy.

Funkcjonowanie służby prawnej TK może być przedmiotem publicznej dyskusji. Dotyczy bowiem osób, które z racji pełnionych obowiązków biorą udział w przygotowywaniu propozycji rozstrzygnięć TK i przez to stanowią instytucjonalne zaplecze jednego z konstytucyjnych organów państwa. Formułowanie uwag, ocen i propozycji zmian odnoszących się do pracy asystentów sędziów TK nie może jednak sprowadzać się wyłącznie do wygłoszenia twierdzeń mniej lub bardziej przemyślanych, a niekiedy – niestety – nierzetelnych lub oderwanych od rzeczywistości. Diagnozowanie i leczenie każdej choroby, nawet tej wmówionej przez lekarza, ma – z samego założenia ? pomóc pacjentowi. Gremialne zastąpienie dotychczasowych asystentów pozyskiwanymi co półtora roku osobami, które co prawda znają „zapach rejonowej sali sądowej", ale nie orientują się w specyfice działalności sądu konstytucyjnego, czyli zastosowanie recept prof. Bojańczyka, mogłoby – w naszym przekonaniu ? doprowadzić do pogorszenia stanu zdrowia pacjenta.

Polemika wyraża osobiste poglądy autorów.

dr. Michała Łyszkowskiego (17 lat pracy w Biurze TK) mgr. Michała Pruszyńskiego (19 lat pracy w Biurze TK) dr. Marcina Stębelskiego (5 lat pracy w Biurze TK).

Coraz więcej komentatorów i ekspertów zabiera głos w dyskusji o funkcjonowaniu polskiego sądu konstytucyjnego. Dyskusja jest konstruktywna, gdy jej uczestnicy – poza własną intuicją oraz doświadczeniem życiowym – mają merytoryczne rozeznanie w kwestii, w której zabierają głos.

Artykuł prof. Antoniego Bojańczyka „Asystentura w TK – prestiżowy epizod prawniczy" („Rzecz o Prawie z 1 czerwca) dotyczy istotnego zagadnienia, bo funkcjonowania służby prawnej TK, sprawia jednak wrażenie pisanego nie tylko bez głębszego zastanowienia, ale też niepopartego szerszą wiedzą o komentowanym temacie.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem
Opinie Prawne
Marek Isański: Organ praworządnego państwa czy(li) oszust?