Sąd orzekł, że oskarżony poddał się skutecznej terapii, by zwalczyć ludzki wirus niedoboru odporności. Dlatego ryzyko zarażenia partnera HIV ocenił jako minimalne.
Leczenie zainfekowanej HIV osoby uważa się za skuteczne, gdy w czasie różnych badań, w pewnych okresach poziom wirusa we krwi stale jest poniżej progu wykrywalności. Jednocześnie chory musi przyjmować zapisane przez lekarza leki i utrzymywać regularny kontakt ze służbą zdrowia. Nie może też mieć innej przenoszonej drogą płciową choroby.
W przepisach prawnych dotyczących ochrony przed chorobami zakaźnymi HIV klasyfikuje się jako niebezpieczną chorobę, która wymaga od zarażonej osoby dostosowania się do pewnych reguł. Między innymi musi powiedzieć swojemu partnerowi o zarażeniu i jest zobligowana przy kontaktach seksualnych używać prezerwatywy.
W prawie o chorobach zakaźnych nie ma jednak przepisów karnych. Zamiast tego w kodeksie karnym jest mowa o „ wywoływaniu zagrożenia dla innych osób" , ale by to penalizować, musi chodzić o „konkretne zagrożenie przeniesienia poważnej choroby" . Częściowo musi to być możliwe, częściowo musi istnieć pewne prawdopodobieństwo ryzyka zarażenia – tłumaczyła sędzia Sądu Najwyższego Malin Bonthron. Podkreśliła też, że zarówno szwedzcy, jak i międzynarodowi eksperci są zgodni, że ryzyko zarażenia się od osoby dotkniętej HIV, ale leczonej z pożądanym efektem (gdy ilość cząsteczek wirusa osiągnie niezwykle niski poziom) jest minimalne.
Wynika to zresztą z międzynarodowego badania sprzed ośmiu lat, w którym uczestniczyło 1100 par, w których jeden z partnerów był chory, ale nie drugi. I choć pary uprawiały seks bez prezerwatywy, na nikogo nie przeniesiono ludzkiego wirusa upośledzenia odporności.