Wyznanie o państwie
W 397 r. Augustyn napisał „Wyznania" – pierwszą duchową autobiografię Zachodu „jakiej nigdy wcześniej i nigdy potem nie było". Jest to wyznanie grzesznika niszczonego poczuciem bezsensu, a jednocześnie modlitwa i hymn uwielbienia Boga. Jak „Odyseja" Homera to książka o poszukiwaniu drogi do Domu, tyle że pełnię sensu znajdują w pozaziemskiej szczęśliwości.
Drugie dzieło „O Państwie Bożym" (413-427) pisane po złupieniu Rzymu przez Gotów w 410 r., stało się początkiem zachodniego rozumienia władzy i państwa. Zdefiniowało wolność polityczną jako poszukiwanie sprawiedliwości tożsamej z prawdą, a jednocześnie starał się nadać sens historii Rzymu, który miał być wieczny, a padł. Jego tragedia to jednak nie klęski militarne i gospodarcze, lecz katastrofa metafizycznej nudy elit. Te przestały wierzyć w cywilizację, której miały bronić, z jej prawem oderwanym od sprawiedliwości, masową imigracją, traktowaniem rzeczy doczesnych jako ostatecznych. „O Państwie Bożym" to próba odpowiedzi, dlaczego upadł wspaniały Rzym. Czy istnieje idealne państwo? Co musi być uniwersalną zasadą jego prawomocności w świecie różnych państw, narodów, praw, języków?
Według Augustyna podział jest zawsze jeden: państwo boże kontra państwo doczesne. To idealne modele tylko przez analogię nazwane państwami. To wizja wolnościowego bytowania w historii w nieustannej walce dwóch królestw ziemskiego i niebiańskiego – Boga. Żadne z nich nie definiuje realnie istniejącego modelu politycznego. Ziemskie żyje logiką doczesnych żądz. Sprzeciwia mu się ludzkie sumienie – posiadają je wszyscy ludzie, a budzi się, kiedy czynią zło.
Cnotą fundamentalną we wspólnocie politycznej jest sprawiedliwość, tworząca pokój społeczny tranquillitas ordinis. Bez niej nie ma prawa. Lecz pokój może być sprawiedliwy, jeśli oznacza „dobrze uporządkowaną zgodę". To ostrzeżenie przed budowaniem pokoju na moralnie błędnej konstrukcji prawno-ustrojowej. Nie tyle błąd instytucji jest groźny, ile szaleństwo moralne, wynik ubóstwienia chaosu, szatańskiej perwersji naturalnego porządku moralnego. Nie mnożenie cnót, w dzisiejszym języku tzw. prawa człowieka, buduje porządek sprawiedliwości, ale ich usytuowanie we właściwej hierarchii ze Stwórcą, jako gwarantem sprawiedliwości. Bez niego bowiem nie ma sensownej narracji świata. Dramat Rzymu to utrata wiary w prawdę z religią jako obyczajem, z samoistnymi cnotami i chroniącymi je bogami. Ich kult miał wzmacniać państwo. Nie prawda go uzasadniała, lecz użyteczność.