Książka dziennikarki muzycznej Małgorzaty Halber pt. „Najgorszy człowiek na świecie" nie jest nowością na rynku wydawniczym. Słyszałam o tej pozycji nie raz, a samą autorkę, w zbliżonym do mnie wieku, dobrze znam z ekranu telewizora i swego czasu popularnej stacji muzycznej – Viva Polska. Piękna, zgrabna, błyskotliwa i wygadana babka, świetnie czująca się przed kamerą. Nigdy nie przypuszczałabym przez jakie piekło przeszła i, wiele wskazuje na to, przechodzi nadal.
Choć bohaterką książki jest fikcyjna Krystyna trudno nie odnieść wrażenia, że mamy do czynienia z biografią autorki, która po alkohol sięgnęła po raz pierwszy w wieku 14 lat. Od tego czasu każdy dzień zaczynała od wódki, a po powrocie ze szkoły piła wino. Gdy dowiedziała się, że łącząc alkohol z paleniem jointów nie będzie urywał jej się film (a stało się to w pewnym momencie codziennością), połączyła obie aktywności. Tak minęło jej kilkanaście lat. W tym czasie odnosiła zawodowe sukcesy, była popularną postacią telewizyjną, prowadziła ciekawe wywiady z osobowościami muzycznego świata, była w związku. Cały czas jednak czuła się najgorszym człowiekiem świata.
Dlaczego? Bowiem w naszym społeczeństwie, choć trudno nie odnieść niekiedy wrażenia, że niemal wszyscy piją, słowo „alkoholik" (jak słusznie podkreśliła Halber w jednym z wywiadów) jest równie straszne jak „feministka". Ani jedno ani drugie nie jest prawowitym członkiem społeczeństwa. Alkoholikiem jest przecież cuchnący wydzielinami ciała i śpiący pod gołym niebem menel z brudem za paznokciami. Feministką zaś nieumalowana i mało atrakcyjna kobieta mówiąca stanowcze „nie" depilacji, siłą rzeczy nienawidząca mężczyzn.
Tymczasem, jak wynika z książki, choroba alkoholowa dotknąć może każdego, niezależnie od płci, wieku i zawodu. Równie często jak przez lata potrafi być niedostrzegana przez otoczenie, tak często jest też przyczyną, dla której osoba nią dotknięta może stracić wszystko – od pracy i rodziny poczynając, na szacunku do siebie samego kończąc.
Nie ukrywam, że lektura "Najgorszego człowieka na świecie" nie należy do lekkich wyzwań, choć napisana jest niezwykle wartkim tekstem i językiem tak zręcznym i pięknym, że trudno uwierzyć, że mamy do czynienia z książką, a nie z rozmową z żywym człowiekiem. Budzi emocje. Czytając ją, wielokrotnie oceniałam, a nawet gardziłam bohaterką. Denerwowała mnie. Chwilami odczuwałam wstręt zmieszany z obawą, że 9 na 10 znanych mi osób cierpi na tę samą chorobę co Krystyna, bowiem granica pomiędzy piciem z okazji emocji (dobrych – dla ich eskalacji i złych – dla podniesienia na duchu), a piciem po to, by te emocje odczuwać bywa niezwykle cienka.