O przeszacowaniu konfliktu świadczy najlepiej codzienna praca sądów. I to ona wskazuje, że koniec konfliktu jest bliski. To żaden trumf. Uważam, że w lwiej części spór był efektem nieporozumień i uprzedzeń po obu stronach, podsycany przez eskalujących napięcie polityków. Tymczasem setki sądów i tysiące sędziów normalnie pracują i każdego miesiąca wydają grubo ponad milion wyroków.

Nie ma też żadnych przejawów odwracania się Polaków od sądów. Tak samo nie ma żadnych sygnałów, by władza wpływała na sędziów, a nawet pojedynczy taki przypadek wywołałby burzę.

W ostatni czwartek byłem w Sądzie Najwyższym, gdzie w imieniu klienta występował mecenas Roman Giertych. Jeszcze niedawno apelował, by prawnicy składali wnioski o wyłączenie z prowadzenia sprawy sędziów wybranych na wniosek nowej Krajowej Rady Sądownictwa. A w tym składzie była sędzia, która właśnie wystąpiła do prezydenta o przedłużenie jej orzekania po przekroczeniu 65 lat, co prezydent musi konsultować z nową KRS. Adwokat nie miał żadnych zastrzeżeń, a przecież można by je mnożyć. Ktoś powie: to absurd. Owszem, absurdem jest kreowanie się na kontestatora sądów i uprawianie zawodu adwokata czy sędziego, z czego zdała sobie sprawę pierwsza prezes SN Małgorzata Gersdorf, zwołując KRS.

W ostatnich dwóch latach wojny z sądów skorzystało ponad 30 mln Polaków. Czy z tego powodu, że wyroki wydano w tym czasie, są one gorsze? Wieszczący upadek polskiego sądownictwa mają problem. Nie da się dłużej tego poważnie twierdzić. Został im tylko 4 lipca, gdy w SN nastąpią kluczowe zmiany, ale nic nie wskazuje, by rodacy odwrócili się od sądów. Zobaczymy, to tylko dwa miesiące.