Adwokat Edward Turczynowicz: Grałem na 24 szachownicach jednocześnie

Rozmowa | Edward Turczynowicz, bydgoski adwokat, szachista i działacz sportowy

Aktualizacja: 21.05.2016 15:47 Publikacja: 21.05.2016 02:00

Adwokat Edward Turczynowicz: Grałem na 24 szachownicach jednocześnie

Foto: 123RF

Rz: Ma pan tytuł szachowy kandydat na mistrza. Co on właściwie oznacza?

Edward Turczynowicz: W skrócie mój tytuł oznacza, że jestem zawodnikiem, który już sporo potrafi. Jest to kategoria centralna, nadawana przez Polski Związek Szachowy. Wcześniej musiałem zdobyć cztery kategorie okręgowe i pierwszą kategorię centralną. Wyżej jest już tylko mistrz krajowy i kategorie międzynarodowe.

Skąd się wzięło u pana zamiłowanie do szachów?

Szachy chyba mam we krwi, bo to nasza rodzinna pasja. Mój tata też grał. Nauczył mojego starszego brata, a ja ich obserwowałem. Kibicowałem im, kiedy grywali ze znajomymi. W ten sposób sam nauczyłem się zasad tego sportu i polubiłem go.

Potem brat zapisał mnie do sekcji szachowej Klubu Sportowego Warmia Olsztyn. Kilka razy byłem mistrzem województwa olsztyńskiego juniorów. W czasie studiów na UMK w Toruniu dwukrotnie zostałem wicemistrzem miasta. Nie oznacza to, że wykładowcy patrzyli na mnie przychylniej. Zdarzyło się jednak, że przed egzaminem u prof. Matysika, wybitnego znawcy prawa morskiego, w prasie ukazała się informacja, że rozegrałem symultanę szachową na 24 szachownicach.

Na czym polega taka symultana?

Jest to seans gry jednoczesnej z wieloma przeciwnikami, w tym przypadku 24. Ja chodziłem od szachownicy do szachownicy i grałem z siedzącymi po jednej stronie graczami. Wygrałem 24 do zera.

Na egzaminie padło pytanie, czy to ja grałem przez cały dzień w szachy. Z drżeniem serca odparłem, że tak, myśląc, iż zdaniem profesora zapewne powinienem się w tym czasie uczyć. Profesor nie uznał mnie jednak za lekkoducha i zadał mi łatwe pytania. Egzamin zdałem śpiewająco.

Po studiach prawniczych skończyłem studia podyplomowe na AWF, zdobywając uprawnienia trenera szachowego drugiej klasy. Potem zdobyłem też uprawnienia sędziego szachowego klasy państwowej.

Co jest fajnego w szachach?

Konieczność podejmowania decyzji poprzedzonej analizą wielu wariantów wyboru. Szachy uczą myślenia abstrakcyjnego, ćwiczą umysł. To też okazja do wspaniałych spotkań towarzyskich. Grałem w symultanach z mistrzami świata – Smysłowem i Kasparowem. Po meczach ucięliśmy sobie sympatyczne rozmowy w języku rosyjskim, który dobrze znam.

Udzielałem się w środowisku. Byłem członkiem zarządu Polskiego Związku Szachowego, prezesem Kujawsko-Pomorskiego Związku Szachowego, prezesem Okręgowego Związku Szachowego w Bydgoszczy oraz prezesem Klubu Sportowego Łączność Bydgoszcz.

Współtworzyłem w latach 70. potęgę tego klubu. Wielokrotnie przecież zdobyliśmy mistrzostwo Polski. W tym czasie mieliśmy rozległe kontakty międzynarodowe. Przede wszystkim jeździliśmy do Jugosławii, która była wówczas bardzo silna szachowo, na największy na świecie festiwal o puchar marszałka Tito. Brało w nim udział kilka tysięcy osób z kilku kontynentów. Tam też odnosiliśmy sukcesy.

Czy również dzięki szachom poznał pan żonę?

Tak. Poznałem ją jako bardzo utalentowaną i urodziwą juniorkę. Dwa razy była mistrzynią Polski juniorek. Pasją do szachów zaraziliśmy córkę Jolantę, która kilkanaście lat była w kadrze narodowej. Wygrywała krajowe i międzynarodowe turnieje juniorek. Rywalizowała wówczas z Krystyną Dąbrowską, córką Stanisława Dąbrowskiego, pierwszego prezesa Sądu Najwyższego. Spotykaliśmy się na rozgrywkach. Krysia została później mistrzynią świata, a nasza córka po dostaniu się na studia prawnicze przestała uprawiać sport szachowy.

Jak często pan grywa?

Teraz już niezbyt często i prawie wyłącznie towarzysko. Od kilkunastu lat uczestniczę w spływach kajakowych. Zawsze zabieram ze sobą szachy. Po wiosłowaniu chętnych do gry nie brakuje.

Nie startuję już jednak w mistrzowskich turniejach, choć szczerze powiem – marzą mi się szachowe mistrzostwa Polski adwokatów. Może podejmę się ich organizacji.

—rozmawiała Katarzyna Wójcik

Rz: Ma pan tytuł szachowy kandydat na mistrza. Co on właściwie oznacza?

Edward Turczynowicz: W skrócie mój tytuł oznacza, że jestem zawodnikiem, który już sporo potrafi. Jest to kategoria centralna, nadawana przez Polski Związek Szachowy. Wcześniej musiałem zdobyć cztery kategorie okręgowe i pierwszą kategorię centralną. Wyżej jest już tylko mistrz krajowy i kategorie międzynarodowe.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Prawne
Prof. Pecyna o komisji ds. Pegasusa: jedni mogą korzystać z telefonu inni nie
Opinie Prawne
Joanna Kalinowska o składce zdrowotnej: tak się kończy zabawa populistów w podatki
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Przywracanie, ale czego – praworządności czy władzy PO?
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Bieg z przeszkodami fundacji rodzinnych
Opinie Prawne
Isański: O co sąd administracyjny pytał Trybunał Konstytucyjny?