Lewicowy rząd zaczął rozmowy z opzycją na temat działań antyterrorystycznych wcześniej, niż zamierzał.Przyspieszył je zamach terrorystyczny w Sztokholmie na początku kwietnia. Już drugi w ciągu siedmiu lat, i to bardzo blisko miejsca pierwszego. W ataku w 2010 r. ofiarą padł jedynie zamachowiec, islamista Taimour Abdulwahab.
Od tego czasu wprowadzono wiele zmian w legislacji mających przeciwdziałać i zwalczać terroryzm. Najpierw zakazano namawiania, rekrutacji i szkolenia w uczestniczeniu w zbrodniach terrorystycznych. Prawo to potem rozszerzono na delegalizację przestępczych i szkoleniowych eskapad. Zabroniono także ułatwiania, organizowania i finansowania terrorystycznych podróży. Karalnej nie uczyniono jednak przynależności do ekstremistycznych, stosujących przemoc organizacji, ponieważ kolidowało to z wpisaną w konstytucję swobodą zrzeszania się.
Teraz rząd chce ten zakaz wprowadzić. Johan Hedin, rzecznik prawny partii Centrum, który uczestniczy w negocjacjach poświęconych antyterroryzmowi, mówi, że dzięki nowej regulacji każda osoba powracająca z walk po stronie ISIS bedzie mogła być oskarżona o terroryzm. Policja nie będzie musiała udowadniać, że oskarżony popełnił zbrodnię. Wystarczy, że się potwierdzi, że podejrzana osoba przyczyniła się do ochrony organizacji terrorystycznej.
I tak jak w kwestii antyterrorystycznej legislacji nie ma większych tarć wśród tradycyjnych ugrupowań politycznych, tak sprawa imigrantów, którym nie przyznano azylu i którzy otrzymali nakaz opuszczenia Szwecji, budzi wiele emocji. Wielu opiniotwórców bowiem kwestionuje jakikolwiek związek nielegalnych uchodźców z z terroryzmem, ostrzegając przed stygmatyzacją i rzucaniem podejrzenia na grupy azylantów.
Choć w przypadku zamachu w Sztokholmie łączenie niekontrolowanej migracji z terroryzmem jest uzasadnione. Sprawca ataku był imigrantem, któremu odmówiono wizy. Gdyby deportacje funkcjonowały, to czyn nigdy by się nie wydarzył – ocenił polityczny komentator K-G Bergstrom.