Wprawdzie w każdym zawodzie jakiś jego przedstawiciel kiedyś naruszy prawo, nawet dopuści się przestępstwa, ale zatrzymania adwokatów w związku z warszawską aferą gruntową czy postawienie teraz zarzutów karnych byłemu prezesowi korporacji radcowskiej, choć jeszcze nieudowodnione przed sądem, każą zapytać, co nie gra w korporacjach prawniczych. Usłyszę pewnie, że w grupie ponad 60 tys. prawników to kropla w morzu, ale gdyby te zarzuty się potwierdziły, ale nawet i bez tego renoma tych profesji cierpi. Można przecież i należy zapytać, dlaczego rzecz dotyczy doświadczonych prawników, nieraz wręcz seniorów, nieprzyjętych przecież z szerokiego zaciągu ostatnich lat, więc nie można mówić o braku wiedzy prawniczej. Zresztą chodzi tu raczej o kolektywne działania.

W tych ostatnich wypadkach nawaliła „stara adwokatura". Za późno też mówić o braku prawniczego wychowania, którego kiedyś ponoć było więcej, co zresztą korporacje wskazują jako argument przeciw szerokiemu ich otwieraniu.

Wiem, że samorządy mają doświadczonych prawników z powołaniem i w zasadzie nie trzeba im podpowiadać, co mają robić. Chodzi o to, że to zawód zaufania publicznego. Prawnicy w związku z pracą nabywają ekstra umiejętności, doświadczenia, a nawet szczególnych informacji, np. jak dany sędzia reaguje na takie czy inne argumenty. Ta wiedza użyta w złej wierze jest niebezpieczna i może przynosić szkody.

Ja wiary w prawników nie straciłem pewnie dlatego, że niemal każdego dnia słucham ich wystąpień i argumentów broniących poszkodowanych, sprawiedliwości. Są w tej roli niezastąpieni. Martwię się o tych, którzy sprzeniewierzają się temu powołaniu i czy choroba ta nie zaszła zbyt daleko. I ku czemu zmierzają te masowe korporacje. A to nie jest sprawa tylko prawników.