Hannah Arendt, pisząc w latach 70. o kryzysie kultury, zwróciła uwagę, iż jednym z charakterystycznych cech społeczeństwa totalitarnego jest poddanie wyzwolonego spod władzy rodziców dziecka władzy bardziej przerażającej i naprawdę tyrańskiej, używającej władzy państwa do realizacji swojej ideologii. Coraz częściej w świecie liberalnym szkoły narzucają regulaminy dotyczące praw uczniów uznających się za transgenderystów z wyłączeniem interwencji rodziców, z organizacjami LGTB uruchamiającymi cały aparat prawno-polityczny wobec szkół, które ulegają ich presji. Ruch LGTB ma świadomość, że prawa transgenderowe są często skonfliktowane z rodzicami. Centrum Praw Transgenderowych w USA zauważa np., że „gdy coraz więcej osób identyfikuje się jako transgenderowe w coraz wcześniejszym wieku, rodzice często nie wiedzą, jak wspierać swoje dzieci. Kiedy jesteś transgenderowym uczniem, który doświadcza przemocy czy jest wyrzucany z tego powodu z domu, należy rozważyć dla siebie inny rodzaj rodziny".
Oblicza przemocy
Prezes Instytutu Polityki Rodzinnej broniącego praw rodziców zwrócił uwagę, że ruch transgenderowy operuje tak szerokim pojęciem przemocy, by podważyć jakiekolwiek prawa rodziców do pokierowania losem dziecka, zanim przejmą je działacze transgenderowi, psychiatrzy i lekarze stosujący terapie hormonalne nawet w najwcześniejszym wieku, gdy niepewność własnej seksualności jest często związana z jej kształtowaniem. Uważają oni, że ktokolwiek nie akceptuje całkowicie decyzji nieletniego, by zmienić swój gender, jest z definincji stosującym przemoc. Nie dopuszczają możliwości pomyłki, stąd automatycznie stwierdzają, że ktokolwiek się z nimi nie zgadza, stosuje wobec dziecka przemoc. Tym samym łatwo wywierają nacisk na instytucje państwa, by ograniczyły prawa rodziców.
Podważanie praw rodzicielskich i promocja rewolucji seksualnej ma też wymiar międzynarodowy. W społeczeństwie postmodernistycznego liberalizmu przybiera ona postać niewdrażania określonej ideologii politycznej, ekonomicznej czy społecznej, lecz nowej antropologii emancypacyjnej z jej płynnością, różnorodnością i nakazem akceptacji moralnej nieskończonego eksperymentowania z seksualnością. Krytyka może dotyczyć jedynie ograniczeń nakładanych na wybór, nigdy samego wyboru.
Zmiana płci w jedną stronę
W lutym Parlament Europejski przyjął raport wzywający państwa członkowskie do zakazania leczenia homoseksualizmu, bo narusza to „prawa osób LGTB". W grudniu 2017 r. parlament Malty również uznał taką psychoterapię reparatywną za nielegalną. Psychoterapeuci pomagający homoseksualistom zwracającym się dobrowolnie o pomoc mogą być karani pięcioma miesiącami wiezienia i 5 tys. euro grzywny. Płeć zatem może być zmieniona w jednym kierunku. To niekonsekwencja ideologiczna, ponieważ nie o każde, w tym heteroseksualne gender tutaj idzie, lecz tylko o takie, które podważa normatywny wzór kobiety i mężczyzny, traktowanych tutaj zatem jako stan niezrealizowanej potencji, rodzaj „fałszywej świadomości" płciowej, do której nie może być powrotu. Idzie zatem o zniszczenie pojęcia naturalnej normy heteroseksualnej i instytucji na niej opartych uznawanych przez ruch LGTB za „opresyjny" uniemożliwiający emancypacje „innych", w tym dzieci.
Ksenofobia wstrzymująca postęp
Raport europarlamentu został powitany z aprobatą przez media liberalno-lewicowe, oznajmiające m.in., że w Polsce „terapia homoseksualna" jest propagowana przez „ośrodki związane z Kościołem katolickim i prawicowymi politykami, a krytykowana przez specjalistów. To argumentacja, w której świat ekspercki utożsamiany jest z jedną opcją ideologiczną, potwierdzając jednocześnie w jej domniemaniu neutralny „światopogląd naukowy", automatycznie definiując ksenofobiczny świat wstrzymujących postęp. Nie o kwalifikacje naukowe w tej niezwykle skomplikowanej materii tutaj jednak chodzi, lecz o sytuowanie się po właściwej stronie projektu emancypacyjnego, w którym homoseksualizm i inne formy seksualnego gender są normatywnie w pełni akceptowalne.