Być może swego rodzaju komisję weryfikacyjną, a przynajmniej szybkie sądy. Poważne problemy społeczne wymagają poważnych reakcji. Reakcja w tym wypadku, jak wszystko wskazuje, będzie kosztowna, należy więc szukać sposobu ograniczenia kosztów i ich rozdzielenia między banki, frankowiczów, a w ostateczności obciążyć też państwo.

Gdyby z jakichś powodów nie dało się tego zrobić ustawą, to zostaje droga sądowa, ale ta powinna być udrożniona.

Niedawno Marek Niechciał, prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, rzucił pomysł powołania specjalnych wydziałów w sądach ds. m.in. kredytów walutowych. Gdyby był wyspecjalizowany sąd, wydziały, byłyby większe szanse na szybkie rozstrzygnięcia – to argument prezesa UOKiK. Pomysł dobry, pod warunkiem że dodatkowe zamieszanie w już przeciążonych sądach zrównoważy z naddatkiem specjalizacja sędziów i wspierających ich pracowników sądowych. Wiele jednak wskazuje, że problem wymaga mocniejszej interwencji. W sprawach frankowych, jak wiadomo, wzrost kursu CHF spowodował, że świadczenia kredytobiorców wobec banku znacząco wzrosły, podczas gdy świadczenia banków pozostały bez zmian. To, co w takich sytuacjach wydaje się słuszne, zgodne z poczuciem sprawiedliwości, to sprawiedliwe wyważenie tych świadczeń i modyfikacja umów.

Takie orzeczenie (sąd) czy decyzja (np. komisja ds. frankowiczów) wymagałaby kompromisu, zawieranego, nie czarujmy się, pod presją owego urzędu czy sądu. Inaczej nie byłoby gwarancji powodzenia.

Sądy dla frankowiczów miałyby tę zaletę, że prawo do odwołania można ograniczyć do jednej instancji. Procedurę można w nich znacząco odformalizować na wzór np. sądów polubownych i szerzej dopuścić stosowanie zasad słuszności. Kwestie finansowych wyliczeń można oddać angażowanym przez sądy ekspertom, bo dla nich są to rutynowe czynności.