Czasem mieszczą one nawet w sobie zbiór zdarzeń w różnych państwach, kiedy indziej spinają klamrą pewien określony ciąg sytuacji w jednym kraju. "Wiosna Ludów", "wojna stuletnia", "czasy saskie", "okres napoleoński", "rządy diadochów"... Wymieniać można w nieskończoność. I z takiej perspektywy dwa minione i zapewne co najmniej dwa kolejne lata przyszli historycy mogą nazwać "czasem prawnych dysput".

Przed rokiem 2015 dyskusje o prawie się odbywały, ale jakoś tak trochę na mniejszą, specjalistyczną skalę. A teraz... Wciąż całe społeczeństwo słyszy o - przywołując Balzaka - "blaskach i nędzach" trybu powoływania sędziów do Trybunału Konstytucyjnego. Różnymi niuansami i mniej lub bardziej uprawnionymi interpretacjami Konstytucji, ustaw dzielono się wielokrotnie z całym społeczeństwem. Wśród posłów i nieprawniczych dziennikarzy objawiła się niespodziewanie wielka liczba utalentowanych w swym przekonaniu interpretatorów Konstytucji... Jakby to zapewne ujął spolszczony przez Boya Wolter "światek toczy się dalej" i dziś mamy kolejne dyskusje. Społeczeństwo usłyszało po raz pierwszy o Krajowej Radzie Sądownictwa i powoli jest wtajemniczane w niuanse funkcjonowania Sądu Najwyższego. Ktoś mógłby rzecz, że to wspaniale. Że tak bardzo mówiono o potrzebie edukacji prawnej społeczeństwa i takie gratisowe lekcje są czymś wspaniałym. Odnoszę jednak odmienne wrażenie. Dyskusje takie przez swą chaotyczność i nadmiar złej woli strony rządowej tylko zamulają wiedzę i świadomość prawną, sprowadzając ją do perspektywy Edka z "Tanga". Gdzież tam jakaś wykładnia funkcjonalna, gdzież podkreślanie wartości państwa prawa... Czas prawnych dysput nie jest sporem np. prof. Andrzeja Zolla z prof. Markiem Safjanem, tylko czasem krzyków i wyrwanych z kontekstu wartościowań.

Patrząc jednak z perspektywy historycznej, każda epoka musi się czymś skończyć. Dlatego też uważam, że epoka "prawnych dysput" też musi zakończyć się spektakularnie: gruntowną zmianą systemu prawa. Trudno obecnie powiedzieć, kto ostatecznie takiej zmiany dokona. Czy obecna władza w końcu nie zmieści się w obecnych prawnych ramach i zaproponuje coś nowego... Czy też po jej ewentualnej przegranej - nowa władza nie zmieści się w zmianach do tej pory przeprowadzonych, zachowując świadomość, że ich kompleksowe odkręcenie to więcej niż przecięcie węzła gordyjskiego. Tak, czy tak, coraz większy bałagan i zróżnicowane pojmowanie różnych prawnych instytucji trzeba będzie naprawić.

Czas dysput prawnych zakończy więc prawdopodobnie Wielka Kodyfikacja. Może za dwa lata, może za sześć, może za osiem... Ale świat prawniczy powoli powinien się do niej zacząć przygotowywać...

dr Maciej J. Nowak, radca prawny, historyk