Wszystko wskazuje na to, że sędziowie powoli, nawet bardzo powoli, ale zaczynają lubić mediację. Potwierdzają to najnowsze statystyki resortu sprawiedliwości. Jeszcze w 2006 r. w sądach rejonowych i okręgowych skierowano do niej zaledwie 8, 5 tys. spraw; w 2016 r. już 24 tys. To jednak cały czas za mało. Sędziowie, którzy nie lubią mediacji, będą jednak musieli się do niej przekonać.

Ministerstwo Sprawiedliwości od lat, z różnym skutkiem, zachęca sądy do mediacji. Kilka razy zmieniało nawet przepisy, by ułatwić, a wręcz zachęcić do niej. Udaje się połowicznie. W sprawie mediacji środowisko sędziowskie dzieli się na tych, którzy ją doceniają i stosują, i tych, którzy od niej stronią. Pierwsi idą z duchem czasu i chcą w ten sposób odchudzić swoje referaty; drudzy uważają, że jest nieskuteczna, często nie prowadzi do naprawienia szkody pokrzywdzonemu, a sprawcy niczego nie uczy. W zasadzie i jedni, i drudzy mają rację. Przeciwnicy muszą jednak wiedzieć, że bardzo szeroko stosowana mediacja ma być jednym ze sposobów na ograniczenie stale rosnącej liczby spraw w sądach.

Na częstsze jej stosowanie chce postawić minister Zbigniew Ziobro. Wygląda więc na to, że i jej przeciwnicy będą musieli ustąpić. Do tych, którzy jeszcze nie są zdecydowani, może przemówić czynnik finansowy. Kiedy strony dojdą do porozumienia poza sądem, nie trzeba prowadzić rozpraw. A to już nie tylko wymierna oszczędność czasu, ale i pieniędzy.   —a.ł