Na pozór wszystko jest jasne. Chodzi o uniemożliwienie korzystania z dochodów pochodzących z akcji lub udziałów w spółkach. Dlaczego? Poprawki zgłaszane na komisji nie są uzasadniane, więc oficjalnego uzasadnienia brak. Można się jedynie domyślać, że chodzi o uniknięcie konfliktu interesów, gdy rozstrzygane są sprawy spółki, której akcje sędzia posiada.
Czy uzyskiwanie przez sędziego dochodów z niewielkich (do 10 proc.) pakietów akcji i udziałów jest na tyle istotne, aby ograniczać prawo do inwestowania na giełdzie uczciwie zarobionych pieniędzy? Nie wydaje mi się. Gdyby istotnie wystąpił konflikt interesów (co może zdarzyć się bardzo rzadko), jest przecież instytucja wyłączenia sędziego. Przecież sędziowie też ludzie i mają rozmaite inne stosunki prawne z różnymi podmiotami. Kupują i serwisują samochody, mają telefony komórkowe czy telewizję kablową. Wszystko to zgodnie z umowami, które wiążą znacznie mocniej niż posiadanie kilku akcji. Warto też zauważyć, że tego rodzaju ograniczeń nie mają przedstawiciele innych władz, a sam premier Morawiecki do niedawna inwestował na giełdzie i nie widział w tym żadnego problemu. A przecież parlamentarzystom czy członkom rządu dużo łatwiej o konflikt interesów niż sędziom.
Załóżmy jednak przez chwilę, że ustawodawca ma rację i uzasadnione jest traktowanie sędziów jak chłopów pańszczyźnianych, którzy mają liczne obowiązki, ale nie powinni mieć praw przysługujących każdemu obywatelowi. Takie założenie tylko pogarsza sytuację. Wprowadzony przepis jest bowiem tak fatalnie skonstruowany, że może być z niego więcej szkody niż pożytku.
Co na to suweren
Przede wszystkim niejasny jest jego zakres. Odwołuje się on bowiem wprost do zakazu posiadania akcji lub udziałów przekraczających 10 proc. kapitału zakładowego. Czyli na pierwszy rzut oka chodzi o zyski z akcji i udziałów, których sędzia i tak nie może posiadać. Takie rozwiązanie miałoby nawet pewien sens. Skoro bowiem sędzia przekroczy obowiązujący limit 10 proc. akcji lub udziałów, to spotyka go sankcja w postaci zakazu korzystania z zysków z tego zbyt dużego pakietu. Do sytuacji takiej może dojść najzupełniej legalnie, np. po przyjęciu przez sędziego spadku. Wówczas jednak przepis dotyczyłby bardzo nielicznych przypadków, kiedy sędzia odziedziczył większy niż 10 proc. pakiet akcji i akurat nie zdążył ich sprzedać przed wypłatą dywidendy.
Czy to jedyna możliwa interpretacja? Niekoniecznie. Może bowiem ustawodawca miał na myśli nie tylko akcje lub udziały powyżej 10 proc. kapitału, ale wszystkie? Co prawda z przepisu to nie wynika, ale takiego wniosku wykluczyć nie można. Nie wiadomo zatem, czy będzie uznawane, że przepis dotyczy powyżej 10 proc. akcji, czy też wszystkich. Zgodnie z ogólnymi zasadami należałoby w pierwszej kolejności stosować wykładnię gramatyczną. Jaka jednak będzie nowa wykładnia prawa, uwzględniająca podmiotowość państwa polskiego oraz wolę suwerena wyrażoną dwa lata temu w akcie głosowania?
Drugi zasadniczy problem to sposób rozumienia pojęcia zysków z posiadanych akcji lub udziałów. Na pewno w tym pojęciu znajdzie się wypłata dywidendy. Czy tylko? Czy kwoty uzyskane ze sprzedaży akcji są zyskiem, czy też nie? Czy za zysk należy uznać tylko różnicę między ceną nabycia a ceną sprzedaży akcji? Pewną podpowiedź mogą tu dawać przepisy ustawy o PIT, która wyraźnie wskazuje, że przychodem jest dywidenda oraz środki ze sprzedaży udziałów (akcji). Gdyby więc interpretować omawiany przepis ściśle, posiadanie akcji może rodzić zysk jedynie przy nabyciu dywidendy lub praw poboru albo sprzedaży akcji. Tyle wynikałoby z klasycznej wykładni prawa. W jakim kierunku pójdzie praktyka – nie wiadomo.