Pozycja ta, będąca w istocie opowieścią o Irenie Gelblumm, łączniczce Żydowskiej Organizacji Bojowej, zawierała listy kierowane do niej przez Rotema podczas wojny, tj. w czasie gdy byli parą. Przed kilkunastu laty głośno zaś było o sprawie książki „Zbigniew Herbert, Listy do Muzy. Prawdziwa historia nieskończonej miłości" autorstwa Małgorzaty Marchlewskiej i przez nią wydanej. Dzięki tej lekturze czytelnik mógł zyskać wgląd w życie Herberta z czasu, gdy dopiero stawał się poetą i pisał między innymi o swoich nadziejach, obawach oraz uczuciach.
Historie nadawców listów, które doprowadziły sprawy przed oblicze sprawiedliwości, są tyleż podobne w istocie, co różne w szczegółach. Simha Rotema z Ireną Gelblumm, podobnie jak Zbigniewa Herberta z Haliną Misiołek – adresatką listów, łączyła relacja miłosna, a epistoły zawierają wyznania o charakterze intymnym. W pierwszym przypadku – do publikacji doszło za życia nadawcy, lecz po śmierci adresatki, w drugim – książka ukazała się w druku po śmierci obojga.
W żadnej ze spraw nadawca listów, nie tyle nie wyraził zgody na publikację, ile nie był o nią w ogóle pytany, w obu zaś wydanie nastąpiło na skutek zgody spadkobierców pań, do których kierowane były listy zawierające zapiski pierwszych, lecz nie ostatnich miłości obu panów.
W obu przypadkach sądy stanęły wobec konieczności rozstrzygnięcia, którym regulacjom przypisać większą wagę: tym wynikającym z zasady tajemnicy korespondencji i prawa do prywatności, czy też tym, które czerpią z art. 82 ustawy–Prawo autorskie, zgodnie z którym jeżeli adresat korespondencji nie wyraził innej woli, jej rozpowszechnianie w ciągu 20 lat od jego śmierci wymaga zezwolenia małżonka, a jeśli go nie ma, kolejno zstępnych, rodziców lub rodzeństwa.
Wedle niektórych poglądów obowiązujące przepisy i wynikająca z nich koncepcja ochrony korespondencji przyznają zbyt duże uprawnienia nadawcy, podczas gdy istotą prawa do tajemnicy korespondencji jest jej ochrona przed dostępem osób nieuprawnionych, do której to grupy nie sposób włączyć adresata listu. Wedle innych koncepcji list sam w sobie nie stanowi utworu, a co za tym idzie, jedynie wyjątkowo, tj. np. w przypadku gdy zawiera treści chronione tajemnicą (adwokacką, lekarską) ujawnienie go wymaga zgody nadawcy.