O tym, że dobrze się stało, że Europejski Nakaz Aresztowania trafił do Polski, świadczyć mogą choćby ostatnie wydarzenia. Otóż Polak, Marian D. , gwałciciel z Grudziądza, czekał na wolności na odsiadkę dziesięciu lat więzienia. Kiedy nadszedł terminstawienia się do zakładu, skazany zniknął. Szybko został uruchomiony list gończy.

Po kilkunastu godzinach przestępcę złapano. Nie w Polsce, tylko w Wielkiej Brytanii. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie Europejski Nakaz Aresztowania. Dzięki niemu też skazany szybko trafi do Polski, a tu zaopiekują się nim policjanci. Tym razem do więzienia zostanie dowieziony w eskorcie funkcjonariuszy, nikt już nie będzie liczył, że dotrze tu sam.

Przypadek D. jest budujący, jeśli chodzi o możliwości i tempo ścigania przestępców – czy to przed wyrokiem czy już po nim. W tej konkretnej sprawie jest jednak też coś niepokojącego. Co takiego? Otóż przestępca ze sporym wyrokiem chodzi na wolności, a wymiar sprawiedliwości czeka, aż sam stawi się do odsiadki. Coś tu nie gra. A w tym nawet najlepiej działający ENA nie pomoże.