W wewnętrznej dyrektywie dla policji widnieje sformułowanie: „Nic się nie może wydostać na zewnątrz tak długo, jak misja trwa". Jednak utajnienie informacji koliduje z zasadą jawności i dostępności dokumentów. Część akt może być objęta tajemnicą, jeżeli zawierają dane o bezpieczeństwie kraju, liczbie funkcjonariuszy w różnych miejscach albo odbywającym się dochodzeniu w sprawie przestępstwa. Tego nikt nie kwestionuje. Jednak położenie ręki na wszystkich pro memoriach i nazywanie tego „materiałem roboczym" jest nonsensem. Jeżeli bowiem materiału nie traktuje się jako oficjalnego dokumentu, to nie podlega on zasadzie jawności. Takie metody budzą tylko spekulacje, że w państwie szwedzkim dzieje się coś złego i że policja kreuje rzeczywistość, ukrywając nawet, ile pracy wymaga przyjmowanie uchodźców. Funkcjonariusze policji są krytyczni wobec zarządzonej strategii ciszy. Tymczasem komisarz policji z jednostki gotowości kryzysowej tłumaczy utajnienie dokumentów tym, że zawierają dane o pracach prewencyjnych, a i ich ujawnienie zaszkodziłoby tym działaniom. Jednocześnie szef policji krajowej uwypukla konieczność „zbudowania i wzmocnienia zaufania do jej władz". Jak zatem ma się to do utajniania informacji o akcjach dotyczących azylantów?
Według standardów prasowych etniczność należy określać tylko w wypadkach, gdy ma ona znaczenie dla opisywanej sprawy. I trzeba przyznać, że tutejsi dziennikarze się do tego stosują. Gdy jednak jeden z głównych dzienników zamieścił informację o nastolatkach, które molestowały młode kobiety w noc sylwestrową w Malmö i w publikacji podano, że chodzi o samotnie przybyłych do Szwecji nieletnich migrantów z Afganistanu, podniosły się głosy oburzenia.
Ten zatem, kto mieszka w Szwecji, wie, jak kontrowersyjną kwestią jest pisanie o narodowości w oficjalnej publikacji i jak duże jest ryzyko oskarżenia o propagowanie rasizmu. Gdy zaczniemy mówić o etniczności w kontekście popełnianych przestępstw, to zbiją na tym kapitał rasiści – ostrzegał szef policji w jednej ze sztokholmskich dzielnic. Po sylwestrowym skandalu w Kolonii Szwedzi dowiedzieli się jednak, co się wydarzyło na ich własnym podwórku. Wówczas zbulwersowany premier kraju podkreślał, że ofiary wydarzeń zostały narażone na podwójną zdradę. Po pierwsze, sprawcy nie zostali oskarżeni, a po drugie, policja o tym nie informowała. Nie powinna zaś „z jakichś powodów próbować coś ukrywać, mamy z tym problemy" – przyznał.
Poprawność polityczna jest wręcz absurdalna. Dziennikarka arabskiego pochodzenia zaapelowała , by obecnego kryzysu z uchodźcami nie nazywać kryzysem. Słowo kryzys bowiem budzi negatywne konotacje. Znacznie neutralniej brzmi desygnat „sytuacja". Są dziennikarze, którzy się temu życzeniu podporządkowali.
Tymczasem niedługo po odkryciu kodu 291 przez „Dagens Nyheter" władze policji obwieściły, że utajnione dane odnoszące się do uchodźców ujrzą w ciągu miesiąca światło dzienne. Misja policji bowiem zmierza ku końcowi.