Należy przeanalizować, ile udziału w erupcji tego sporu miała strona polska, a ile izraelska, np. niezbyt czytelne wystąpienie pani ambasador w KL Auschwitz-Birkenau podczas rocznicy wyzwolenia obozu. Fakt jest taki, że strona polska była takim obrotem sprawy zaskoczona.

– Mieliśmy podstawy sądzić, że strona izraelska akceptuje brzmienie tej ustawy. Okazało się inaczej, gdy Sejm ją przegłosował – przyznał choćby wicepremier Jarosław Gowin. A przecież zastrzeżenia zgłaszano wcześniej, zgłaszała je także strona izraelska. Widać wyraźnie, że lampki alarmowe po stronie polskich władz zawiodły. Nie zostało rozpoznane pole, które ustawa ma uporządkować. A to pierwszy warunek przystępowania do pisania ustawy, zwłaszcza przez rząd. I okazało się, że to pole jest pełne min.

Marszałek Senatu powiedział, że nie ma idealnych ustaw, i miał to być argument za przegłosowaniem ustawy. Nowelę o IPN łatwo jednak można było poprawić, uczynić ją bardziej zrozumiałą, usunąć wątpliwości, a wszystko w obronie dobrego imienia Polski i Narodu Polskiego. Jeśli uznano, że potrzebne jest zaangażowanie do tej ochrony także prawa karnego i organów ścigania, to należało zlokalizować ryzko, nie mówiąc już o skuteczności tych narzędzi.

Ustawy nie wystarczy napisać. To ma być skuteczne narzędzie. W tak delikatnym obszarze, jak się teraz okazuje, stosowane z chirurgiczną precyzją.

Tę lekcję powinny przemyśleć zwłaszcza resorty płodnie przygotowujące ustawy, jak Ministerstwo Sprawiedliwości. Przecież to niejedyna jego wpadka, przypomnijmy choćby pierwsza ustawę o SN, zawetowaną przez prezydenta.