„Polskie obozy” – walka z niemieckimi mediami

Walka z niemieckimi mediami zniekształcającymi historię II wojny światowej przestała być inicjatywą garstki „fanatyków"

Aktualizacja: 21.01.2017 15:21 Publikacja: 21.01.2017 13:30

„Polskie obozy” – walka z niemieckimi mediami

Foto: 123RF

Procesy wytoczone niemieckim dziennikarzom za „polskie obozy" przebiegały w atmosferze walki o „wspólną sprawę". Czy procedowany w parlamencie projekt ustawy mającej zwalczać wadliwe kody pamięci zamiast być obiektem krytyki może stać się „wspólnym dziełem"?

Kamienie milowe

Złożenie w 2009 r. przez Zbigniewa Osewskiego z pomocą prawników Stowarzyszenia Patria Nostra pozwu przeciwko redakcji „Die Welt" za określenie przymiotnikiem „polski" obozu koncentracyjnego w Majdanku w większym stopniu było wyrazem frustracji wobec indolencji państwa w przeciwdziałaniu podobnym niegodziwościom, w mniejszym – wiarą w uzyskanie pozytywnego wyroku.

Po blisko siedmiu latach procesu zostało wydane niezwykle ważne orzeczenie, stanowiące kamień milowy w prawnej walce przeciwko fałszowaniu pamięci o sprawcach obozów zagłady. Co prawda Sąd Apelacyjny w Warszawie w wyroku z 31 marca 2016 r. (I ACa 971/15) oddalił w zasadniczej części apelację, uznając oddalenie przez Sąd Okręgowy w Warszawie pozwu za prawidłowe. Rozstrzygnął jednak o słuszności roszczenia powoda co do zasady, kwestionując jedynie zakres i sposób rekompensaty za naruszenie wskazanych w pozwie dóbr osobistych, tj. tożsamości narodowej i godności narodowej. Uznał, że dobrowolne, publiczne przeprosiny skierowane do wszystkich Polaków są wystarczające.

Jeszcze szerszym echem ze względu na pozytywną sentencję odbiła się wiadomość o wyroku Sądu Apelacyjnego w Krakowie z 22 grudnia 2016 r. (I ACa 1080/16). Nakazał niemieckiej telewizji ZDF opublikować na swojej stronie głównej www.zdf.de oświadczenie o przeproszeniu byłego więźnia obozu Auschwitz pana Karola Tendery w związku z nieprawdziwymi wypowiedziami o obozach zagłady w Auschwitz i Majdanku, przypisujących Polakom udział w ich tworzeniu. Umocniona została w rezultacie w orzecznictwie sądów powszechnych wykładnia art. 23 i 24 kodeksu cywilnego prezentowana przez prawników Stowarzyszenia.

Procesy spotkały się z dużym i przychylnym zainteresowaniem przeważającej większości mediów krajowych i polonijnych, niezależnie od ich sympatii politycznych. Stowarzyszenie otrzymywało głosy poparcia z całej Polski i z zagranicy, z różnych środowisk. Do procesów wstępowali prokuratorzy, uznając, że ich wynik ma znaczenie dla interesu publicznego. Nie pozostał obojętny nawet rzecznik praw obywatelskich, który przystąpił do procesu w Krakowie po stronie pana Karola Tendery na etapie apelacji, domagając się nakazania ZDF jego przeproszenia.

Zagadnieniem zainteresowali się naukowcy. Za sprawą Filipa Rakiewicza i Magdaleny Jabczugi-Kurek „tożsamość narodowa" jako dobro osobiste znalazła swoje uznanie w doktrynie prawnej. Profesor Artur Nowak-Far sformułował teoretyczne podwaliny walki z „polskimi obozami" jako „wadliwymi kodami pamięci". Dziennikarze i historycy coraz odważniej omawiali zagrożenia i przyczyny tego zjawiska na konferencjach naukowych organizowanych przez organizacje społeczne (np. Fundację Współpracy Polsko-Niemieckiej czy Redutę Dobrego Imienia) i instytucje publiczne (np. MSZ lub IPN). Problem staje się bardziej zrozumiały. W przyszłości może pozwolić to zwalczyć negatywne skutki fałszowania pamięci o sprawcach zbrodni obozów zagłady.

W przeważającej większości były to działania pozasystemowe, podejmowane z inicjatywy indywidualnych osób. Nie pozostawały one obojętne wobec narastającego problemu. Walka z niemieckimi dziennikarzami zniekształcającymi historię drugiej wojny światowej przestała być inicjatywą garstki „fanatyków", nazwanych przez „Die Zeit" „prawników narodowo-katolickich". Powagi sprawy nie mogli zignorować nawet sędziowie.

Nie zniekształcać historii

Obecnie jest procedowana nowelizacja ustawy o IPN wprowadzająca nowy typ przestępstwa. Polegać ma na publicznym i wbrew faktom przypisywaniu narodowi polskiemu lub państwu polskiemu odpowiedzialności lub współodpowiedzialności za popełnione przez Trzecią Rzeszę zbrodnie nazistowskie lub inne przestępstwa stanowiące zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości lub zbrodnie wojenne, lub w inny sposób rażąco pomniejszaniu odpowiedzialności sprawców tych zbrodni. Ma umożliwić państwu podjęcie efektywnej walki z fałszerzami historii. O dziwo, projekt spotyka się z poważną krytyką. Nie tylko co do brzmienia konkretnych przepisów, ale i podstawowych założeń.

Najpoważniejszy zarzut to ryzyko „zamrożenia" debaty o przebiegu drugiej wojny światowej na ziemiach polskich. Istnieje możliwość przezwyciężenia tego zarzutu. Ma ona bowiem swoje źródło w zbyt ogólnym brzmieniu. Spór jest więc o granice swobody wypowiedzi.

Dlatego projekt powinien wprost dotyczyć przypadków najbardziej bulwersujących, tj. używania przymiotnika „polski" w odniesieniu do niemieckich obozów zagłady lub niemieckich obozów koncentracyjnych. Konkretna propozycja została skierowana do Ministerstwa Sprawiedliwości. Przeciwdziałanie temu zjawisku jest generalnie społecznie akceptowane. Można również znaleźć argumenty akceptowalne dla społeczności międzynarodowej.

W 2013 r. została przyjęta, dzięki staraniom polskiej dyplomacji, podczas konferencji Międzynarodowego Sojuszu na rzecz Pamięci o Holokauście (IHRA) robocza definicja „negacjonizmu i zniekształcania prawdy historycznej o Holokauście". W jej myśl formą zniekształcania historii o Holokauście jest próba rozmycia odpowiedzialności za utworzenie obozów koncentracyjnych i obozów śmierci zakładanych i prowadzonych przez nazistowskie Niemcy poprzez obarczanie winą innych narodów lub grup etnicznych. Nadto w orzecznictwie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka przyjmuje się, że nie jest akceptowalne w państwie demokratycznym zniekształcanie pamięci o Holokauście i wszelkie tego rodzaju próby nie podlegają ochronie prawnej (nie mieszczą się w sferze uprawnień w ramach wolności słowa). Innymi słowy, stanowiłoby formę penalizacji „kłamstwa oświęcimskiego", czego sens wydaje się powszechnie niekwestionowany i znajduje odbicie w przepisach karnych siedmiu europejskich państw.

Grozi rykoszet

Projekt ustawy może łączyć, a nie dzielić. Dziwi zatem ignorowanie przez obecne władze postulatów środowisk całym sercem przychylnych tej inicjatywie. Zdają się nie dostrzegać, że chodzi o wspólne dzieło różnych środowisk mających lepszą wiedzę o tym problemie. W efekcie, nawet jeśli projektowane przepisy staną się częścią prawa, to w ogniu politycznej walki mogą być skutecznie zakwestionowane przez środowiska prawnicze (sędziowskie) i polityczne nieprzychylne obecnej władzy. Zarówno na forum krajowym, jak i międzynarodowym. Jawny już dzisiaj opór tych środowisk pokazuje jasno, jaki los może spotkać przepisy po ich przyjęciu. Może to rykoszetem uderzyć również w działalność organizacji społecznych, zdeprecjonować dotychczasowe owoce ich pracy i wywołać opór wobec samej idei obrony dobrego imienia Polski i Polaków.

Lech Obara jest radcą prawnym, prezesem Stowarzyszenia Patria Nostra w Olsztynie

Szymon Topa jest radcą prawnym, członkiem Stowarzyszenia Patria Nostra

Procesy wytoczone niemieckim dziennikarzom za „polskie obozy" przebiegały w atmosferze walki o „wspólną sprawę". Czy procedowany w parlamencie projekt ustawy mającej zwalczać wadliwe kody pamięci zamiast być obiektem krytyki może stać się „wspólnym dziełem"?

Kamienie milowe

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Reksio z sekcji tajnej. W sprawie Pegasusa sędziowie nie są ofiarami służb
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Ideowość obrońców konstytucji
Opinie Prawne
Jacek Czaja: Lustracja zwycięzcy konkursu na dyrektora KSSiP? Nieuzasadnione obawy
Opinie Prawne
Jakubowski, Gadecki: Archeolodzy kontra poszukiwacze skarbów. Kolejne starcie
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Prawne
Marek Isański: TK bytem fasadowym. Władzę w sprawach podatkowych przejął NSA