Wydawałoby się, że temat klauzuli sumienia w Polsce i na świecie dotyczy przede wszystkim lekarzy oraz osób wykonujących inne zawody medyczne. Zazwyczaj debatujemy o prawie lekarza, pielęgniarki czy farmaceuty do odmowy świadczenia oczekiwanego przez drugą osobę. Chodzi oczywiście o świadczenie, które jest w istotny sposób niezgodne z przekonaniami moralnymi osoby, od której oczekuje się np. wykonania aborcji. Ostatnie wydarzenia w polskim parlamencie pokazały jednak, że warto o wolności sumienia mówić nie tylko w odniesieniu do zawodów medycznych. Takie ograniczenie tej wolności byłoby zresztą ahistoryczne. Najgłośniejsze przypadki naruszenia wolności sumienia z przeszłości dotyczą nie tyle lekarzy, ile osób wykonujących najwyższe funkcje publiczne. Jedną z głównych ofiar naruszenia tej zasady był Tomasz Morus, kanclerz Henryka VIII, dzisiaj patron mężów stanu i polityków, który ze względów religijnych i moralnych nie chciał zgodzić się z decyzjami swojego przełożonego.
Polska ustawa zasadnicza w tej sprawie zdaje się stawać na wysokości zadania. Stwierdza bowiem w art. 53, że: „Każdemu zapewnia się wolność sumienia i religii".
Sumienie jest pojęciem odmienianym przez wszystkie przypadki, często kojarzone jest także wyłącznie religijnie. Wskazuje się jednak, że jest ono rozumnym przekonaniem o tym, co jest dobre i co jest złe. Można inaczej powiedzieć, że sumienie jest refleksją moralną, jaką każdy dojrzały człowiek powinien prowadzić nad swoim zachowaniem. Sumienie dochodzi do głosu właściwie na każdym etapie naszych czynów, a więc przed działaniem lub zaniechaniem, a także już po podjęciu działania lub też po powstrzymaniu się od niego. Nie bez powodu mówimy nieraz o wyrzutach sumienia, a więc poważnym dyskomforcie, który odczuwamy, gdy dochodzimy do wniosku, że nasze zachowanie było niezgodne z zasadami, które nabyliśmy i przyjęliśmy jako własne. Nierzadko wyrzuty sumienia pojawiają się właśnie wtedy, gdy wykonaliśmy jakieś działanie, mimo że wcześniej nasze sumienie, a więc rozumna refleksja, podpowiadało nam, że tego robić nie powinniśmy.
Można by się zastanawiać, dlaczego prawnicy i politycy tak chętnie dyskutują o sumieniu. Przecież wydaje się, że to domena wyłącznie etyków i teologów. Prawnicy i politycy, tak jak wszyscy inni ludzie, powinni podejmować ocenę swojego zachowania z perspektywy dobra i zła, co samo w sobie uzasadnia już debatę o sumieniu. Przede wszystkim jednak sumienie jest nie tylko kategorią filozoficzną, ale także prawną. Skoro zdecydowano się je wpisać do Konstytucji RP, należy przyjąć, że sumienie zostało uznane za dobro chronione prawem. Prawodawca ma zatem obowiązek nie tylko respektować wolność sumienia, ale także zabiegać o to, żeby stanowione prawo promowało postawy zgodne z tą wolnością.
Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież nikt nikomu nie zabrania posiadania dowolnych przekonań dotyczących otaczającej nas rzeczywistości. Nikt nikomu nie każe zmieniać przekonań, co jest dobre i co jest złe. To prawda, ale wolność sumienia nie może ograniczać się do sfery wewnętrznej. Gdyby rozumiano ją w sposób tak ograniczony, nie byłoby potrzeby formułowania jakichkolwiek zasad prawnych wyrażających wolność sumienia ani żadnych mechanizmów mających stać na jej straży. Przecież wewnętrznej wolności sumienia, bez naszej woli, nie może naruszyć nawet najbardziej represyjne państwo. Nie ma ono przecież dostępu do naszego sumienia, tak jak Henryk VIII nie potrafił zmienić przekonań Tomasza Morusa. Tym się jednak różni państwo szanujące godność człowieka od totalitarnego, że w tym pierwszym wolność sumienia ma wymiar zewnętrzny, tzn. obywatele mogą, w granicach wyznaczonych innymi wolnościami, postępować zgodnie ze swoimi przekonaniami moralnymi.