Rekonstrukcja z winy tweeta Tuska

Szydło zagrażała Kaczyńskiemu.

Aktualizacja: 14.12.2017 05:45 Publikacja: 12.12.2017 18:35

Rekonstrukcja z winy tweeta Tuska

Foto: PAP, Paweł Supernak

Wszyscy zadają sobie pytanie o przyczyny rekonstrukcji rządu. Dlaczego Jarosław Kaczyński zamienił Beatę Szydło na Mateusza Morawieckiego?

Wytłumaczenia są dwa: wewnętrzne i zewnętrzne. O tym pierwszym już pisałem na łamach „Rzeczpospolitej": winą Szydło były... wysokie, nieakceptowalne dla prezesa PiS, notowania w sondażach. Utrzymywała ona osobistą popularność, a także pomagała utrzymać znaczące poparcie dla swojego gabinetu. Gdyby to trwało do 2019 roku i pozwolił PiS wygrać, byłoby oczywiste, że to jej osobista zasługa, a nie Kaczyńskiego. To sytuacja, do której nie mógł on dopuścić.

Jarosław Kaczyński nie pozwala na wyrośnięcie wokół sobie żadnej gwiazdy. Gdy tylko ktoś taki się pojawia, musi zostać zanihilowany. Tak było ze wszystkimi pisowskimi delfinami i ze wszystkimi, którym wydawało się, że mogą bezkarnie być bardziej popularni niż prezes tej partii.

Szydło z każdym dniem stawała się twarzą „dobrej zmiany". A Kaczyński nie chciał być Helmutem Kohlem, który przy jakimś potknięciu zostanie wyeliminowany przez swoją Angelę. Sojusz Szydło i Dudy bowiem byłby dla niego śmiertelnym zagrożeniem. Taka inicjatywa byłaby dla PiS groźniejsza niż wszystkie poprzednie frondy w tej partii. I co z tego, że Szydło o tym nawet nie śniła? Wystarczyło, że śnił Kaczyński.

Co do przyczyn zewnętrznych to wydaje się, że prezes PiS zrozumiał, iż dotychczasowa tolerancja dla jego brewerii kończy się i najważniejsi gracze w UE mają już dość tego, co dzieje się nad Wisłą. Ostatecznie przekonał Kaczyńskiego do tej tezy... Donald Tusk. A konkretnie jego tweet, bardzo ostro atakujący rząd dobrej zmiany. Prawdopodobnie nie był to początek kampanii prezydenckiej byłego szefa PO, jak większość z nas myślała, ale wyraz tego, że po raz kolejny wpisuje się w mainstream europejski i wciąż chce w nim płynąć. Pisząc tego tweeta, daleko przekraczającego granice wyznaczone dla szefa RE, Tusk musiał wiedzieć, że nie spotka go za to reprymenda. Że właśnie teraz może sobie na to pozwolić, bo zmienił się klimat wokół Polski i UE rozpoczyna okres ostrzejszego kursu.

Zrozumiał to także Kaczyński i dlatego zdecydował się na usunięcie Szydło, która straciła powagę i szacunek swoich zachodnich partnerów. To nie jej wina – robiła wszak to, co nakazał jej prezes PiS, ale jednak to ona dawała swoją twarz. Skompromitowała się po wielokroć: a to z uporem próbując zablokować szefa RE w staraniach o drugą kadencję, a to na szczycie unijnym w Göteborgu poświęconym edukacji i kulturze, skarżąc się na rezolucje Parlamentu Europejskiego, a to bluzgając na Europę w polskim Sejmie. Po prostu, ten gracz stał się już persona non grata na brukselskich salonach. Tępa, antyunijna retoryka mogła podobać się pewnej części polskiego elektoratu, ale w Brukseli została potraktowana jako zachowanie substandardowe. Kaczyński musiał zmienić tego konia i zastąpić go innym laufrem.

Prawdopodobnie idą dla Polski ciężkie czasy i Kaczyński po dwóch latach „rumakowania" zdał siebie z tego sprawę. Stąd manewr z kimś, kto, przynajmniej na razie, ma czystą kartę. Czy to się uda? Nasi zachodni partnerzy nie są naiwni i nie dadzą się nabrać jedynie na zmianę retoryki i zabiegi PR-owskie. Jeśli rekonstrukcja ma mieć sens, to tylko przy zmianie realnej polityki. Polska musiałaby zacząć respektować wyroki ETS, przestać straszyć Berlin reparacjami wojennymi, zastopować antyunijną propagandę w TVP, zacząć słuchać wezwań UE i Rady Europy w sprawach przestrzegania konstytucji. Słowem – rząd Morawieckiego musiałby działać... dokładnie odwrotnie do tego, co wyczyniał gabinet Szydło. Czy Kaczyńskiego na to stać? Oczywiście. Wbrew legendzie, którą wokół siebie zbudował, bardzo często zmieniał zdanie we wszystkich fundamentalnych dla Polski sprawach. Wyborcy PiS nawet tego nie zauważą, bo przyzwyczajeni są do tego, że cokolwiek Kaczyński robi, służy to ojczyźnie. Przecież nikt w elektoracie PiS nie zająknął się, że premierem z ramienia PiS zostaje „bankster", milioner i były doradca Tuska.

Byłaby więc zmiana na funkcji premiera zmianą także polityki rządu? Tylko tak można to rozumieć – inaczej jawi się ona jako bezsensowna. Morawiecki jako premier nie załatwia bowiem najważniejszego feleru swej poprzedniczki, czyli braku decyzyjności. On bowiem także nie ma zakotwiczenia w partii i władzy nad takimi ministrami, jak Błaszczak, Macierewicz, Szyszko czy Kamiński. Jego zadanie jest podwójne: strącić Szydło z piedestału i dać ludziom o niej zapomnieć oraz przekonać Zachód, że chcemy pozostawać jego częścią. Pierwsze wydaje się łatwe; drugie jawi się jako prawie niewykonalne.

Autor jest politologiem, byłym eurodeputowanym PiS

Wszyscy zadają sobie pytanie o przyczyny rekonstrukcji rządu. Dlaczego Jarosław Kaczyński zamienił Beatę Szydło na Mateusza Morawieckiego?

Wytłumaczenia są dwa: wewnętrzne i zewnętrzne. O tym pierwszym już pisałem na łamach „Rzeczpospolitej": winą Szydło były... wysokie, nieakceptowalne dla prezesa PiS, notowania w sondażach. Utrzymywała ona osobistą popularność, a także pomagała utrzymać znaczące poparcie dla swojego gabinetu. Gdyby to trwało do 2019 roku i pozwolił PiS wygrać, byłoby oczywiste, że to jej osobista zasługa, a nie Kaczyńskiego. To sytuacja, do której nie mógł on dopuścić.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej