Środowiska opozycyjne oskarżają PiS o to, że szykuje ono polski wariant putinizmu bądź orbanizmu – zjawisk utożsamianych z autorytaryzmem. Padają nawet mocniejsze zarzuty – że kroczymy prostą drogą do faszyzmu: nowy reżim da popalić nie tylko opozycji, ale i wszelkim mniejszościom etnicznym, religijnym i obyczajowym, bo nie mieszczą się w formule Polaka katolika.
To, rzecz jasna, nic nowego. Ten sposób argumentacji przeciwko PiS sprawdził się przecież w latach 2005–2007, kiedy Platformie Obywatelskiej i czołowym lewicowo-liberalnym mediom udało się wmówić społeczeństwu, że „kaczyzm" to niemal polityczna manifestacja osobowego zła. Teraz jednak formacja Kaczyńskiego dysponuje bezwzględną większością sejmową, więc sytuacja rysuje się naprawdę ponuro.
Czy rzeczywiście tak jest? Dużo daje do myślenia przeszłość. Wbrew opowieściom o tym, jaką to straszną epoką okazał się okres, w którym próbowano budować IV RP, ówczesne rządy PiS nie były dyktaturą skrywaną za fasadą demokratycznych procedur. Chodziło wtedy po prostu o rozprawienie się z patologiami postkomunizmu, a to oznaczało narażenie się wpływowym grupom interesów żerującym na państwie.
Co z tego wyszło? Warto przywołać tu opinię Ludwika Dorna sprzed kilku lat, którą wypowiedział on w rozmowie rzece „Anatomia słabości" (przeprowadził ją Robert Krasowski). Były „trzeci bliźniak" stwierdził, że w roku 2006 po powołaniu Centralnego Biura Antykorupcyjnego, rozwiązaniu Wojskowych Służb Informacyjnych i podjęciu kilku spektakularnych inicjatyw polityczny projekt PiS prędko uległ wyczerpaniu. Według Dorna działania te przyniosły bardziej efekt psychologiczny – wystraszyły oponentów broniących zdobyczy III RP – niż zaowocowały głębokimi reformami.
Jeśli tak, to nasuwa się wniosek, że Mariusz Kamiński jako szef CBA i Zbigniew Ziobro jako minister sprawiedliwości – szwarccharaktery antypisowskiej narracji – okazali się w gruncie rzeczy papierowymi tygrysami. Nawet jeśli wykazali się w pełnieniu swoich funkcji olbrzymią determinacją. Sam Jarosław Kaczyński nie zachował się zaś jak dyktator, gdyż w łatwy sposób pozwolił sobie odebrać władzę.