W grudniu prezydent Putin jedzie do Japonii, by wybadać, na ile możliwe byłoby złagodzenie przez ten kraj sankcji nałożonych na Rosję w zamian za ustępstwa w sprawie Kurylów i czy da się w ten sposób rozerwać solidarność krajów demokratycznych. Na razie nie udaje mu się to w Europie, próbuje zatem na Dalekim Wschodzie. Rejon ten nie leży w pierwszym kręgu zainteresowań polskiej dyplomacji, a szkoda, bo możemy być aktywni także tam, by kontrować rosyjskie zabiegi.
Lęk w obu krajach
Wagę Japonii dla sprawy polskiej docenił już Piłsudski, szukając w niej sojusznika przeciwko Petersburgowi. Także dziś oba narody łączy wiele strategicznych podobieństw. Polska i Japonia są położenie na skrajach świata demokratycznego, w sąsiedztwie dyktatur. Oba państwa polegają w sprawach bezpieczeństwa na gwarancjach amerykańskich: Warszawa w ramach NATO, Tokio – sojuszu bilateralnego z Waszyngtonem. Oba liczą na obecność wojsk USA na swoim terytorium; jeśli chodzi o Polskę – na ich pojawienie się, co ma nastąpić za kilka miesięcy, jeśli chodzi o Japonię – na przedłużenie pobytu sił USA.
To doświadczenia, których Japonia nie dzieli z żadnym innym państwem zachodnim o potencjale przywództwa regionalnego, a spośród państw demokratycznych jedynie z Koreą Południową. Mamy się czego od siebie uczyć.
Nawet nasze zagrożenia mają przybliżony charakter. Z powodu morskiego położenia Japonia nie doświadczy wprawdzie inwazji lądowej, co może się przydarzyć Polsce, ale już atak rakietowy, w tym nuklearny jest realny. Szczególnie z Korei Północnej rozwijającej swoje możliwości atomowe i rakietowe. My z kolei drżymy przed iskanderami, a rosyjskie siły zbrojne ćwiczą od czasu do czasu ataki nuklearne na nasze terytorium. Oba państwa muszą zatem intensywnie rozwijać systemy antyrakietowe skoordynowane z systemami sojuszniczymi.
Oba kraje, a przynajmniej ich elity polityczne i wojskowe, zdają sobie sprawę z konieczności zwiększenia własnego suwerennego wysiłku zbrojeniowego, co unaoczniło szczególnie zwycięstwo Donalda Trumpa w USA. Uruchomiło ono w Tokio lampki alarmowe. Także w Warszawie powiało niepokojem. Przyczyną były opinie wygłaszane przez ekscentrycznego miliardera w trakcie kampanii wyborczej, które uzależniały wywiązanie się z amerykańskich zobowiązań sojuszniczych od stopnia finansowego zaangażowania sojuszników.