Polska jest stawiana w NATO za wzór, jeśli chodzi o wydatki zbrojeniowe. Ambitne plany w tym zakresie są jednak i tak zbyt skromne, ponieważ słabnie zdolność gwaranta bezpieczeństwa Polski, czyli Stanów Zjednoczonych, do masowej interwencji w naszej obronie. W takiej sytuacji powinniśmy budować armię wystarczająco silną, by w sytuacji krytycznej mogła samodzielnie odeprzeć przeciwnika.
W razie wrogiego ataku Polska będzie broniona kolektywnie w ramach zobowiązań wynikających z artykułu 5. traktatu waszyngtońskiego. Wyznaczone ku temu siły i środki są określone w tajnych planach ewentualnościowych NATO. Wiadomo jednak, że główną rolę w udzieleniu pomocy będą odgrywać wojska Stanów Zjednoczonych, największej potęgi militarnej świata. Tyle mówi teoria. W praktyce może być inaczej.
Szwankująca kolektywność
Interwencja w obronie Polski, jej skala i tempo – jeśli w ogóle do niej dojdzie – będzie zależała od wielu okoliczności zewnętrznych. Czy będzie to jedyna wojna, jaką będą toczyły Stany Zjednoczone w tym samym czasie, czy będą one zmuszone do utrzymywania znacznego zaangażowania militarnego poza Europą, nawet bez drugiego konfliktu. Wreszcie, skalę odpowiedzi określi skala ataku. Jeśli dojdzie do wojny granicznej, wystarczy sił w każdych warunkach, jeśli zaś do ataku na pełną skalę – nie wiadomo.
Wszystko to pokazuje, iż nawet przy jak najlepszych chęciach wywiązania się ze zobowiązań artykułu 5. – a nie ma podstawy, by je kwestionować – Stany Zjednoczone mogą mieć ograniczone możliwości udzielenia wsparcia lub wręcz nie mieć ich wcale. Gdyby tak się wydarzyło w czasie ataku na Polskę, nasze państwo upadnie.
W okresie zimnej wojny strategia amerykańska zakładała prowadzenie jednocześnie dwóch i pół wojny. Oznaczało to utrzymywanie sił zbrojnych zdolnych do równoczesnej walki w dwóch dużych konfliktach i jednym o mniejszej intensywności. Było to założenie niezwykle kosztowne, ale pozwalało przywództwu USA na luksus skutecznego użycia siły militarnej i utrzymanie amerykańskiej przewagi niemal w każdych okolicznościach.