Polska, podobnie jak trzy dziesiątki innych państw świata, uczestniczy w przewlekłym konflikcie zapoczątkowanym atakiem z 11 września 2001 roku. Piętnasta rocznica tej tragedii sprzyjała rozpamiętywaniu ofiar, niewiele czasu poświecono jednak analizie, co dalej, a przed nami najpewniej kolejne 15 lat wojny. O ile nie więcej.
Polska znalazła się na uboczu głównego starcia, co daje nam pole manewru, podobnie jak w XVII wieku, gdy Europę rozdarła wojna trzydziestoletnia. Wtedy nie umieliśmy wyciągnąć dla siebie korzyści z wielkiej pożogi, teraz może być inaczej.
Na uboczu konfliktu
Atak z 11 września uruchomił lawinę. Obecnie Zachód bezpośrednio albo pośrednio jest zaangażowany w wojnę z radykalnym islamem w Iraku, Syrii, Afganistanie, Pakistanie, Libii, Jemenie, Somalii, Mali, Nigerii, południowych Filipinach. Motywowane dżihadem ataki terrorystyczne dotknęły Francję, Wielką Brytanię, Hiszpanię, USA, Niemcy, Belgię, Turcję, Kanadę. Rozbite ruchy dżihadystyczne przepoczwarzają się, przenoszą na nowe tereny, zmieniają taktykę. Ewoluują zależnie od siły zachodniego nacisku militarnego. Wojna zaś trwa.
Polska włączyła się do niej w Iraku i Afganistanie, teraz ponownie w Iraku, ale w charakterze misji szkoleniowo-obserwacyjnej, nie bojowej. Na szczęście, w przypadku państw Zachodu konflikt ma niską intensywność, pochłania niewielu zachodnich obywateli. Polacy stracili jak dotąd 66 żołnierzy oraz pracowników wojska i jednego inżyniera zamordowanego w Pakistanie. Nie było u nas ataków terrorystycznych i zapewne nie będzie, choć wykryto już w Polsce komórkę logistyczną wspierającą Państwo Islamskie.
Kiedy spojrzeć na mapę zagrożeń, szlaki przerzutu imigrantów oraz rozmieszczenie mniejszości muzułmańskich w Europie, które są naturalnym zapleczem dżihadystów, leżymy ewidentnie na uboczu konfliktu. Zagrożenia mają u nas zupełnie inny charakter – to nie wojujący islam, lecz rozpychająca się politycznie i militarnie Rosja.