Pierwszym rozmówcą Merkel nie bez powodu był Hollande, bo francusko-niemieckie pojednanie zawsze pozostanie fundamentem Unii. Tak nakazuje historia, geografia, potencjał gospodarczy i gotowość obu krajów do budowy ponadnarodowych struktur państwowych. Ale ambicje Renziego wprowadzenia Włoch na miejsce Wielkiej Brytanii w ramach nowej „wielkiej trójki" są już o wiele bardziej wątpliwe. Niemcy nie podzielają włoskiej wizji postbrexitowej zjednoczonej Europy. Nie chcą „skoku w federalizm", przekazania Brukseli nowych kompetencji w sprawach finansowych, gospodarczych, zagranicznych i wewnętrznych. Merkel uważa, że to napędzi nowych wyborców przeciwnikom Unii, którzy i tak już w całej Europie złapali wiatr w żagle. Berlin zawsze odrzucał wszystko, co mogłoby prowadzić do „unii transferowej": pokrycia długów Włoch czy Francji przez niemieckiego podatnika. Zawiedziona brakiem solidarności Europy w czasie kryzysu uchodźców Merkel tym bardziej nie chce teraz wykazywać się solidarnością finansową wobec innych. Dla niej Renzi, który może przegrać listopadowe referendum konstytucyjne i zostać zastąpiony przez polityków eurosceptycznego Ruchu Pięciu Gwiazd i Ligi Północnej, nie jest pewnym partnerem. Dlatego poniedziałkowy szczyt przyniósł słabe rezultaty: zapowiedź współpracy w ochronie granic i wymianie danych wywiadowczych, ale nic o „twardym jądrze" strefy euro.
W Hiszpanii od grudnia nie ma stałego rządu. Jeśli w końcu Mariano Rajoy zbuduje większość w Kortezach – będzie bardzo ważnym partnerem dla Berlina. Premier dzięki radykalnym oszczędnościom uratował królestwo przed bankructwem, ale kraj wychodzi z kryzysu z ogromny długiem i wysokim bezrobociem. Do tej pory lider konserwatystów koncentrował się więc raczej na sanacji wewnętrznej niż aktywności na forum Unii. Niewiele wskazuje, aby miało się to zmienić. Pozostaje Polska. W oczach Berlina nasz kraj ma sporo atutów, aby choć w części wypełnić lukę pozostawioną po Brytyjczykach. Tak jak Londyn, Warszawa tradycyjnie opowiada się za otwartym na konkurencję jednolitym rynkiem i utrzymaniem „Unii wielkiej skali", a nie zawężania Wspólnoty do jej „twardego jądra". To Berlin był głównym akuszerem poszerzenia z 2004 r., dzięki czemu Niemcy znalazły się w centrum Unii, a nie na jej obrzeżach. Teraz nie chcą z tego rezygnować.
Podobnie jak Wielka Brytania, Polska poważnie traktuje wydatki na obronę. Łączy ją też silna więź ze Stanami Zjednoczonymi. A odkąd po okupacji Krymu Merkel pozbyła się złudzeń względem reżimu Władimira Putina, Warszawę i Berlin łączy zbliżona polityka wobec Rosji i ukraińskiego kryzysu. Dodatkowym atutem naszego kraju jest to, że w przeciwieństwie do Francji czy Włoch, w Polsce nie ma poważnych ugrupowań otwarcie przeciwnych integracji: sondaże Eurobarometru regularnie stawiają Polaków w czołówce najbardziej proeuropejskich narodów Unii. Latem ubiegłego roku, jeszcze przed przejęciem władzy przez PiS, kryzys migracyjny co prawda spowodował najpoważniejsze napięcie między naszymi krajami od 30 lat, ale od tej pory Merkel zmieniła kurs i teraz stawia, tak jak Polska, tamę imigracji.
Po wygranych rok temu przez PiS wyborach, w europejskich mediach przelała się fala ostrej krytyki nowych polskich władz. Nie ominęła też Niemiec. Rząd federalny nakazał jednak swoim dyplomatom uratowanie, czego się da, z dotychczasowych, dobrych relacji. To przyniosło efekt. Polsko-niemieckie stosunki nie załamały się jak to było za pierwszego rządu PiS w latach 2005–2007. Z sukcesem udało się nawet pokonać kilka raf, jak szczyt klimatyczny w Paryżu, gdzie znaleziono kompromis pozwalający na przetrwanie polskiego węgla, czy szczyt NATO, który rząd Beaty Szydło okrzyknął sukcesem, choć w znacznym stopniu pod naciskiem Niemiec nie zapadła na nim decyzja o budowie stałych baz NATO. Dziś Niemcy mogą liczyć na wsparcie Polski przy zablokowaniu niekorzystnych zmian instytucjonalnych w Brukseli, jakie mogłyby chcieć przeforsować kraje południa Europy. Niemiecko-francusko-polski „dyrektoriat" byłby tym łatwiejszy do wyobrażenia, że może korzystać z istniejących od ćwierćwiecza struktur instytucjonalnych: Trójkąta Wiemarskiego, którego szczyt Francuzi zamierzają wkrótce zorganizować.
Ale by Polska znalazła się w „wielkiej trójce" rządzącej zjednoczoną Europą, potrzeba o wiele więcej. Warunkiem wstępnym musi być „wyczyszczenie przedpola" i rozwiązanie kryzysu wokół Trybunału Konstytucyjnego w taki sposób, aby nie było żadnych wątpliwości co do respektowania zasad demokracji w naszym kraju (Berlin sygnalizuje, że jest gotów do pewnego kompromisu w tej sprawie w stosunku do żądań opozycji).
Konieczne jest także wyjaśnienie intencji rządu w polityce finansowej i gospodarczej. Dług Polski pozostaje co prawda proporcjonalnie do PKB dwukrotnie niższy niż we Francji, we Włoszech i w Hiszpanii, ale zapowiedzi radykalnego obniżenia wieku emerytalnego i coraz bardziej kosztowne programy socjalne budzą rosnące zaniepokojenie nad Szprewą.