Dlaczego opozycja nie potrafi krytykować PiS

Zagmatwany język, kłopoty z tożsamością.

Aktualizacja: 16.08.2016 20:12 Publikacja: 16.08.2016 17:52

Grzegorz Schetyna

Grzegorz Schetyna

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Gdy w ubiegłym tygodniu Grzegorz Schetyna wyjaśniał, dlaczego PO nie może pozostać po lewej stronie politycznego spektrum, posypały się na niego gromy. Podobnie zresztą jak kilka miesięcy temu, gdy Ryszard Petru głosił, iż podczas rozmów z PiS zobaczył „światełko w tunelu".

Realistycznie rzecz ujmując, obaj politycy usiłują jednak wyjść z klinczu. Z jednej strony, muszą oczywiście liczyć się z opinią mediów niechętnych partii Jarosława Kaczyńskiego. Z drugiej, sondaże popularności ich partii politycznych są bezlitosne. Za chwilę minie rok od podwójnego triumfu PiS w wyborach prezydenckich i parlamentarnych, a nie widać, by partia rządząca znacząco traciła sympatię wyborców.

Dotychczasowe strategie krytyki obozu rządzącego nie przynoszą oczekiwanego rezultatu. Stawiam tezę, że od jesieni 2015 język opozycji wobec PiS przestał służyć osiąganiu politycznych celów.

Drętwa mowa III RP

Zwolennicy polityki proeuropejskiej i liberalnej demokracji nie mogą udawać, że nic się nie stało. Stało się. Żywy język modernizacji III RP, który przez całe lata pobudzał nasze aspiracje do UE, NATO i lepszego życia, z czasem zamienił się w szablon językowy. Dziś w politycznych debatach wybrzmiewa niczym drętwa „mowa-trawa".

„Obalanie komuny" odbywało się pod hasłami powrotu do Europy. Kierunek aspiracji był oczywisty, wszyscy liczący się politycy – od lewicy do prawicy – nawoływali do cywilizacyjnej integracji z Zachodem. Nawet Jarosław Kaczyński krytykował wtedy swoich przeciwników za opieszałość.

Jako przykład ówczesnego języka debaty przywołajmy jeden z epizodów „Polskiej Kroniki Filmowej" z 1991 r., gdy widzom pokazano nowych żebraków. Lektor wyjaśniał, że przybyli z Rumunii do Polski, która jest dla nich Zachodem. „Co z nimi począć? Wyrzucić? Zamknąć granicę?" – słychać komentarz: „Gdyby ktoś wpadł na taki pomysł, to prędko się doczeka, że i przed nami zamknie się Europa. Kto bowiem uważa się za Europejczyka, musi się rozstać z przekonaniem, że jest lepszy od tych gorszych".

W 2016 r. w ramach „demokratyzacji" w mediach publicznych pojawiły się osoby, które do obcych mają stosunek wyłącznie negatywny, a zamykanie granic nie budzi u nich żadnego sprzeciwu. Próby pouczania, że należy być dobrym Europejczykiem, zbywają kpinami.

Cztery słabości

A jednak wielu przeciwników partii Jarosława Kaczyńskiego nie dostrzega, iż ich krytyka chybia celu. Warto wskazać na kilka słabości krytyki PiS, tej krytyki, która ma być rzekomo źródłem przyszłych sukcesów opozycji przy urnach, i która od miesięcy jest tak nieskuteczna.

Po pierwsze, obsesja siły lewicowej opozycji. W ubiegłym roku PiS „skradł" lewicy program socjalny. Jarosław Kaczyński obejrzał programy wyborcze ideologicznych przeciwników, wybrał z nich co smaczniejsze kąski i przerobił na własne propozycje. 500+, walka z nierównościami, rozwój polityki mieszkaniowej to paliwo polityczne dalekie od wyczerpania. Dziś liderzy spod szyldu lewicy stają na głowie, by przekonać nas, że „nie o to im chodziło", że PiS zdradza socjalne ideały. Jasne różnice między lewicą a PiS widać dopiero na tle postulatów obyczajowych. Z punktu widzenia liderów opozycji, dają one jednak za mało procent, by odsunąć Kaczyńskiego od władzy.

Po drugie, obsesja moralizowania. Zamiast rozmowy o strategii i taktyce odebrania władzy PiS część polityków i komentatorów snuje tę samą, co przed przegranymi wyborami, opowieść o nieestetycznym przeciwniku politycznym. Zamiast przekonującego wyjaśniania osobom bez wykształcenia prawniczego, np. po co im silny Trybunał Konstytucyjny, słychać enigmatyczne odpowiedzi typu: „to ważne dla demokracji". Niektórzy w moralizatorskim zapamiętaniu wpierw opowiadają o ideałach swojego obozu, a zaraz potem zasypują przeciwnika epitetami wątpliwej jakości, wskazując na jego kompleksy, brak inteligencji czy żądzę władzy. A przecież krytyka retoryki, np. Krystyny Pawłowicz, nie może być wiarygodnie prowadzona za pomocą języka Stefana Niesiołowskiego.

Po trzecie, kłopoty z tożsamością. Zwróćmy uwagę: politycy i publicyści atakujący PiS za nadmierne przywiązanie polityczne do Kościoła katolickiego, w chwili wizyty papieża Franciszka w Polsce zaczęli wychwalać jego „progresywną" stronę. Jeśli ktoś od poniedziałku do soboty krytykuje Kościół za konserwatyzm w sprawach obyczajowych, w niedzielę zaś wychwala za stanowisko w wybranej sprawie (np. w sprawie uchodźców), staje się łatwym politycznie celem. Prawicowe tygodniki z niekłamaną przyjemnością obśmiewały labilność opozycji, twierdząc, że rozdział Kościoła od państwa polskiego najwyraźniej zależy dla niej od tego, kto w danej chwili jest papieżem.

Po czwarte, kłopoty z demokracją. Niepokoją ataki na PiS za niszczenie III RP i demokracji, by zaraz potem, w następnym zdaniu, usłyszeć potępianie tajemniczego „ludu" czy też „żywiołu pisowskiego". Nie wiadomo, jakim cudem – pod wpływem tej retoryki – PiS miałby stracić swoich wyborców na rzecz opozycji. Zupełnie lekceważy się konsekwencje faktu, że w 2015 r. PiS odebrał wyborców PO.

To wszystko nie oznacza, że opozycja powinna stać z założonymi rękami. Liberalno-demokratyczne wartości są w równym stopniu częścią polskiego dziedzictwa co narodowo-katolickie. Trzeba przypominać o ich zakorzenieniu nad Wisłą, a nie opowiadać o mitycznym Zachodzie.

Społeczeństwo złożone ze znających swoje prawa, krytycznych obywateli - a nie obojętnych na nadużycia władzy automatów - szybciej wyłoni nowych liderów politycznych gotowych do szukania odpowiedzi na problemy. A potrzebę poczucia bezpieczeństwa w III RP spełnić mogą daleko bardziej reformowane stopniowo instytucje, a nie wywracane każdorazowo niczym domki z klocków kaprysami reformatorów.

Wartości tych jednak nie uda się w Polsce bronić i rozwijać, jeśli opowiadający się za nimi ludzie sami nie będą ich respektować.

Autor jest redaktorem naczelnym „Kultury Liberalnej", adiunktem na Uniwersytecie Warszawskim

Gdy w ubiegłym tygodniu Grzegorz Schetyna wyjaśniał, dlaczego PO nie może pozostać po lewej stronie politycznego spektrum, posypały się na niego gromy. Podobnie zresztą jak kilka miesięcy temu, gdy Ryszard Petru głosił, iż podczas rozmów z PiS zobaczył „światełko w tunelu".

Realistycznie rzecz ujmując, obaj politycy usiłują jednak wyjść z klinczu. Z jednej strony, muszą oczywiście liczyć się z opinią mediów niechętnych partii Jarosława Kaczyńskiego. Z drugiej, sondaże popularności ich partii politycznych są bezlitosne. Za chwilę minie rok od podwójnego triumfu PiS w wyborach prezydenckich i parlamentarnych, a nie widać, by partia rządząca znacząco traciła sympatię wyborców.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej